Dowody istnienia Boga, przytoczone przez nas, zniewalają każdego myślącego do uznania Istoty najwyższej, od której cały świat pochodzi. Niedorzeczności, które wypływają z systemów ateistycznych, powstających przeciw istnieniu Boga, stwierdzają wymownie prawdziwość słów Pisma Św.: „Rzekł głupi w sercu swoim: nie masz Boga” (Ps 13, 1). – Toteż niedorzeczność ateizmu jest dowodem utwierdzającym nas w wierze w prawdziwego Boga.
Lecz nie tylko sam ateizm, tj. zupełna niewiara, jest niedorzecznością, ale także wszelkie dobrowolne powątpiewanie o istnieniu Boga musi być rozumowi przeciwne; bo dowody, przekonywające nas o istnieniu Boga, nie opierają się na jakichś wątpliwych tylko przypuszczeniach, ale na zupełnie pewnych, ściśle rozumowych podstawach.
Dlatego to nauka, która prowadzi ludzi do zachwiania wiary, nie może być prawdziwą nauką; prawdziwa umiejętność musi zgadzać się z tym, czego naucza zdrowy rozum. Najlepszym potwierdzeniem zasady jest fakt, że najmędrsi i najszlachetniejsi uczeni wszystkich wieków uznali Boga i wierzyli w Niego; ci zwłaszcza, którzy swoimi wiekopomnymi dziełami zasłużyli na miano prawdziwych filozofów; a właśnie zagadnienie istnienia Boga, o ile jest przedmiotem osobnej nauki, należy obok teologii przede wszystkim do filozofii.
Wspomnieliśmy już o tym, że najsławniejsi filozofowie greccy i rzymscy w dziełach swych wyrażali wiarę w Boga. Toteż nie dziw, że filozofię Platona nazywano często „ludzką przedmową do Ewangelii” i że jego system był początkowo dla wielu przedsionkiem wiary chrześcijańskiej.
W czasach starochrześcijańskich obok Ojców Kościoła występują jako obrońcy wiary w Boga pisarze tej sławy, co św. Justyn, Klemens z Aleksandrii, Orygenes, Tertulian, Boecjusz. -Jako przedstawiciele filozofii chrześcijańskiej zaznaczają się: Św. Augustyn, św. Albert Wielki, Aleksander z Hales, Duns Skot, Fr. Suarez; wśród nich największy myśliciel ery chrześcijańskiej, św. Tomasz z Akwinu, zwany Doktorem Anielskim z powodu nadludzkiej bystrości ducha.
Wszyscy wspomniani, jak i później najbardziej znani filozofowie, jak Kartezjusz, Leibniz, Wolf, Pascal, Balmes, wykazują w swych dziełach, że badania ścisłej filozofii nie tylko dadzą się pogodzić z wiarą chrześcijańską, ale do niej prowadzą. Wszyscy też zdobyli sobie sławę nieśmiertelną dziełami, które są najświetniejszym potwierdzeniem słów Bakona z Werulamu, iż: „lekkie skosztowanie filozofii nęci może do niewiary – ale pełne zaczerpnięcie wiedzy filozoficznej prowadzi z powrotem do religii„.
Wśród filozofów nie przyjmujących istnienia Boga na próżno byśmy szukali ludzi, którzy by potęgą umysłu mogli się mierzyć z takim np. św. Augustynem, św. Albertem Wielkim lub Św. Tomaszem z Akwinu. A ci, którzy swym talentem jeszcze najbardziej do tych geniuszów chrześcijaństwa się zbliżają, uznają istnienie Boga jako niezbędny warunek i postulat do wytłumaczenia istnienia świata. Tak twierdzą Kant, W James, Eucken, Renouvier. Nawet filozofowie, którzy w obozie antyreligijnym cieszą się nadzwyczajną powagą, mówią o religii jako o potędze, z którą liczyć się muszą.
Do takich należał John Stuart Mili, autor logiki i ekonomii politycznej, wychowany przez ojca w nienawiści do wszelkiej religii. Drogą badania doszedł do opatrznościowych rządów Boga jako istoty rozumnej i pragnącej szczęścia swych stworzeń. Mili w dziele O religii mówi: „Duch jest jedyną rzeczywistością, której istnienia jesteśmy bezwarunkowo pewni„. Uznaje również możliwość interwencji Boga w losach ludzkości, a więc możliwość objawienia, cudów i nieśmiertelności duszy.
Filozof angielski H. Spencer (zm. 1903), przyrównywany do Arystotelesa i Leibniza, powiada, że wśród najbardziej zagadkowych tajemnic życia pozostaje człowiekowi jedna bezwzględna pewność: to, że się znajduje wobec nieskończoności i wiecznej siły. Jako 80-letni starzec pisał: „Od wielu lat myśl o nieskończoności i wieczności budziła we mnie uczucia, z powodu których drżałem… niech to będzie ostrzeżeniem dla drugich!… Jednostronne rozwijanie umysłu doprowadziło mnie do zaniedbania gruntu moralnego, wskutek czego zacząłem uważać religię za zbyteczną!”. Spencer w swej Autobiografii oświadcza, że rezultat swoich 50-letnich badań filozoficznych uważa za chybiony, bo nie wystarcza do wytłumaczenia największej zagadki życia…
W. Wundt (zm. 1920), prof. filozofii w Lipsku, autor wielu dzieł przyrodniczych i filozoficznych, mówi w wykładzie o duszy ludzkiej: „Uczucie religijne toruje drogę do poznania najwyższego – do wykrycia przyczyny i celu wszechświata… toteż z dawien dawna tylko ograniczona wiedza pogardzała religią„.
Chociaż zagadnienie istnienia Boga jest przede wszystkim zagadnieniem, filozoficznym, jednak oprócz czysto filozoficznych dowodów na istnienie Boga znajdujemy daleko więcej w świecie widzialnym, tj. w przyrodzie, owszem te dowody mają dla wielu daleko większą moc przekonywającą. Właśnie filozofia przyrody mając nas prowadzić do poznania pierwszej przyczyny wszelkich zjawisk natury tj. Boga, musi się oprzeć na najnowszych wynikach nauk przyrodniczych. Tak orzeczenia przyrodników, którzy odznaczyli się rzetelną nauką, mają dla obrony wiary katolickiej znaczenie pierwszorzędne.
Tymczasem niewiara lubi powoływać się na najnowsze wyniki nauk przyrodniczych, przypuszczając mylnie, że teoria ewolucji sprzeciwia się istnieniu Boga. Ale i na polu nauk przyrodniczych spotykamy po wszystkie czasy uczonych, którzy oświadczają, że nie tylko w zakresie swoich badań niczego przeciw Bogu nie znaleźli, ale że nauki te dostarczają nowych dowodów na istnienie Stwórcy.
Spośród wierzących przyrodników wymieniamy tylko najsławniejsze i najbardziej znane nazwiska:
Astronomowie: Kopernik (zm. 1543) był nie tylko wierzącym, ale głęboko pobożnym duchownym katolickim. Na wstępie swego wiekopomnego dzieła De revolutionibus orbium coelestium libri VI, wydanego przed samą jego śmiercią, wypisał: „Mądrość Boża jest tak wielka, że już z niej samej można wnosić o fałszywości bardzo zawiłego systemu Ptolomeusza„.
Kepler (zm. 1630), który pierwszy poznał prawo biegu planet, odkrycie to uważał za szczególne natchnienie Boże i za owoc swoich modlitw . Dzieło swoje kończy hymnem na cześć Stwórcy wszechrzeczy: „Wielki jest Pan nasz… i wielka jego moc, a mądrości nie ma liczby. Chwalcie Go niebo, słońce i gwiazdy, o ile możecie poznać swego Stwórcę… Chwal też duszo moja Pana, Stwórcę swego, jak długo będzie ci to dozwolone„.
To, co zapoczątkowali Kopernik i Kepler, ukończył wielki. Anglik Newton (zm. 1727). W Philosophiae naturalis principia mathematica wykazał istnienie prawa ciążenia, które ciała niebieskie zespala i zmusza do krążenia wkoło siebie. Dopiero teraz stały się oczywiste prawa Keplera i hipoteza Kopernika. W dodatku do swego nieśmiertelnego dzieła rozwinął dowody istnienia Pana Boga, wykazujące, że „ogólny celowy porządek we wszechświecie musiał wyniknąć z umysłu i woli koniecznie istniejącej istoty” i że „podziwu godny system słońca, planet i komet mógł powstać tylko jako wykonanie planów i wyroków jednego wszechmądrego i wszechpotężnego bytu. Podziwiamy Go dla Jego doskonałości i modlimy się doń, jako do sternika świata„.
Jakże naturalnym musi się wydać, że Newton codziennie udawał się na modlitwę do kaplicy uniwersyteckiej, na słowo „Bóg” głowę odkrywał i zawsze z najwyższą czcią i uwielbieniem wyrażał się o Bogu. Kiedy raz ktoś wobec niego ośmielił się zażartować z religii, Newton uciszył go, mówiąc: „milcz pan, ja te rzeczy głębiej zbadałem!„. Koniec życia Newton poświęcił badaniu Apokalipsy.
A co z Einsteinem i Hawkingiem
Nie żyją :( Poza tym nauka jest prawdziwa tylko tu i teraz. Fizyka kwantowa zaczyna pokazywać, że zarówno Einstein jak i Hawking mylili się. Ale to zupełnie normalne. Próbujemy jako ludzie ogarnąć temat, który jest poza nami.