Jeśli istnienia Boga domaga się sam rozum – jeśli największe powagi filozoficzne wszystkich wieków uznały to w swoich dziełach – jeśli wszyscy najsławniejsi przyrodnicy wyczytują imię Stwórcy z księgi natury – samo przez się nasuwa się pytanie, skąd pochodzi niewiara, którą spostrzegamy tu i ówdzie u poszczególnych ludzi?
Odpowiedź na to daje Eklezjastyk Pański:
„Początkiem pychy człowieka jest odstępstwo od Boga… albowiem pycha jest początkiem każdego grzechu„.
Wiara przyznaje wprawdzie rozumowi wielkie znaczenie i pozostawia mu swobodę we właściwej mierze, wymaga jednak od niego upokorzenia się wobec wszechwiedzy Bożej. – Wiara bierze w obronę wysoką godność człowieka i strzeże wolności jego woli, ale równocześnie głosi, granice, których pod grzechem nie wolno człowiekowi przestąpić. Jakkolwiek powyższe żądania wiary względem rozumu i woli są uzasadnione, każą jednak człowiekowi uznać wyższą nad sobą powagę Boga, a to obraża pysznego, który siebie samego ubóstwia i z natury swej żadnej powagi nie znosi. Pycha buntuje rozum człowieka, aby nie uznawał, że może istnieć jakaś prawda, której on zgłębić nie zdoła – i buntuje także wolę przeciw wszelkim zakazom wyższym, nie pomnąc na to, że dla własnego dobra człowieka są wydane – buntuje dlatego jedynie, że są zakazami.
Często zły przykład otoczenia zgubnie w tym kierunku działa. Ten lub ów człowiek zdolny, ale pod względem charakteru i moralności nic nie wart, popisuje się swą niewiarą, chcąc zaznaczyć, że siebie wyżej stawia ponad wszelką powagę i najsłuszniejsze prawa. Ta chętka podeptania wszelkich moralnych więzów i wyzwolenia się spod jakiejkolwiek powagi znajduje u ludzi płytkich poklask i pociąga wielu.
Inny znów widzi, że ani swym talentem, ani wpływem ni wiedzą nie zaimponuje drugim, a jednak pragnie błyszczeć. Chwyta się więc lego, że w pewnych kołach „być niewierzącym” znaczy tyle, co postępowym, oświeconym. Chcąc za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę, podaje się za niewierzącego i ażeby miał się czym popisywać, karmi się książkami, które spraw najważniejszych o celu i pochodzeniu człowieka, o nieśmiertelności duszy nie traktują naukowo, ale zbywają je pustymi frazesami, tym gorzej, że zwykle w formie pozornie naukowej.
Wpływ pychy na niewiarę pięknie skreślił poeta Wiktor Górnulicki w wierszu Dzieło i autor:
Kiedy mi młodość lała ogień w żyły,
A dziwne moce w górę mnie wznosiły,
Chcąc się odznaczyć czymś wzniosie zuchwałym,
Przed krzyżem głowy odkrywać nie chciałem.
W tej samej szumnej tytanowej porze
Anioł mnie życia zawiódł aż nad morze,
Tam bezmiernością ruchu i błękitu
Zdumiony – głowę odkryłem z zachwytu.
Dziś, gdy rozważam minione zapały,
Ów czas, gdy: silny – znaczyło zuchwały
-Myślę, że tylko pychą dusza chora
Mogła czcić dzieło – a nie znać Autora.
Montesquieu, który za życia szydził z religii, wyznał przed śmiercią, że żądza niepospolitości i pragnienie wielkości skłoniły go do bronienia zasad bezbożnych.
A zatem nie naukowe racje, nie trudności w rozumieniu tajemnic wiary, ale pycha i chęć wyróżnienia się lub wywyższenia ponad ogół usposabia zarozumialców wrogo przeciw wierze i zachęca ich do występowania przeciw prawdom religijnym, których zwykle sami wcale nie rozumieją.
Dlatego najbardziej znani z tych, którzy zaprzeczali istnienia Pana Boga, odznaczali się nie tyle nauką, ile raczej bezgraniczną zarozumiałością.
Fryderyk II, protektor wolnomyślnych filozofów XVIII stulecia -ojców dzisiejszej niewiary – sam o nich się wyraża, że „ci filozofowie to źle wychowane jednostki, u których tylko próżność chciałaby jakąś rolę odegrać„. Co do bezwyznaniowych filozofów XIX w., jak Fichte, Schelling, Hegel, Schopenhauer, Edw. v. Hartmann, główną przyczyną ich błędnych teorii było dumne lekceważenie filozofii dawniejszej. W ich pismach przebija zarozumiałość, która idzie często w parze z płytkością rozumu; stąd swoje „przypuszczenia” wypowiadają tak śmiało, jak gdyby były pewnikami, których nie potrzeba wcale udowadniać.
Jak pycha buntuje duszę człowieka przeciw Bogu, bo jej się zdaje, że w ten sposób odzyska zupełną niezależność – tak zmysłowość znów ciało prowadzi do buntu. Stąd drugą najważniejszą przyczyną niewiary jest nieujarzmiona namiętność ciała, objawiająca się w życiu rozwiązłym.
Jakkolwiek rozum i wola są władzami jednej i tej samej duszy. Wola dlatego, że jest zupełnie wolna, może się rozumowi sprzeciwić i znajdować upodobanie w tym, co rozumowi przeczy. Jeżeli człowiek świadomie idzie za głosem namiętności, choć widzi, że nie jest to zgodne z rozumem – zupełnie naturalnym jest, że jego zła wola może sprzeciwiać się prawdzie religijnej, o której słuszności jest przekonany.
Im więcej wola ulega namiętności, tym mniej kieruje się rozumem i tym mniej oddziałują na nią prawdy rozumne, a zwłaszcza prawdy religijne, które się namiętności sprzeciwiają – a tym większy ma wpływ to wszystko, co namiętności człowieka schlebia.
Ponieważ prawda, że istnieje najsprawiedliwszy Sędzia, który każdą niegodziwość odpowiednio ukarze, jest źródłem niepokojów i gorzkich wyrzutów sumienia – ten, kto namiętności ulega, z natury swej odwraca umysł od wszelkiej myśli o Bogu, a wszelkie wyrzuty sumienia chciałby przytłumić wmawianiem w siebie, że Bóg karzący nie istnieje. Wtedy religia, która nakłada wędzidło na namiętności i rozkazuje człowiekowi zmysły uśmierzać, wcale nie przypada do gustu. Człowiek nie uważa wtedy na żadne dowody rozumowe, domagające się istnienia Boga. Dlatego właśnie ateizm nie jest postulatem rozumu, lecz tylko pragnieniem przewrotnej woli człowieka; toteż powiada Bakon: „Ci tylko w Boga nie wierzą, którzy mają w tym interes, aby Boga nie było”.
Jak skazaniec pragnąłby usunąć kodeks karny, a przynajmniej sędziego, który ma nań wyrok wydać – tak samo człowiek niemoralny drży przed wyrokiem najsprawiedliwszego Sędziego, chciałby więc, żeby ten Sędzia nie istniał. Stąd to powiada św. Augustyn: „Świat nie byłby niewierzący, gdyby nie był nieczysty i na odwrót, największe przykłady niemoralności znajdujemy wśród ateistów„. Fakt, że człowiek staje się pastwą niewiary, przeważnie w wieku młodzieńczym, jest potwierdzeniem zdania wielkiego Doktora Kościoła.
Jeśli ludzie ze środowisk wykształconych przechodzą w szeregi niewierzących, dzieje się to regularnie w łatach niedojrzałej młodości, w których namiętność przemawia silniej niż rozum; a bardzo rzadko w wieku dojrzałym.
Platon mówi o swoich czasach: „Ani jeden z tych, którzy za swej młodości powtarzali to szalone zdanie, że bogów nie ma – nie wytrwał w tym mniemaniu aż do lat późniejszych”.
Pliniusz pisze: „Gdy śmierć się zbliża, przypomina sobie umierający, że jest człowiekiem i że Bóstwo istnieje„.
Niektórzy z uczonych sami przyznali, że nie nauka zrobiła ich niewierzącymi, ale chęć szukania sławy lub życie występne.
„Uleganie namiętnościom obok próżności więcej przysporzyło ateistów, niż wszystkie sofizmaty” – powiedział w pewnej jaśniejszej chwili d’Alembert, pouczony doświadczeniem własnym. – „Serca niezepsute wracają zawsze do wiary w to, że wyższa Istota panuje nad ludźmi” – tak mówi wolnomyślny Weber w Demokrycie. Podobnie wyraża się Rousseau w Emilu: „Żyj zawsze tak, abyś mógł pragnąć tego, żeby Bóg istniał – a nigdy w istnienie Boga wątpić nie będziesz„.
Heine, który wiarę w Istotę Najwyższą uważał za religię wystarczającą niewolnikom lub dzieciom, rzucony na łoże boleści skutkiem paraliżu wywołanego życiem wyuzdanym, napisał w swym testamencie: „Od lat czterech pozbyłem się pychy filozoficznej i powróciłem do idei i uczuć religijnych. Umieram z wiarą w jednego Boga, wszechmogącego Stwórcę świata, którego błagam o miłosierdzie dla mej duszy nieśmiertelnej… Jeżeli zgrzeszyłem bezwiednie przeciw moralności i dobrym obyczajom, które stanowią istotę wszelkich religii monoteistycznych – przepraszam za to Boga i ludzi” .
Znamienne jest to, co pisze ulubiony poeta i literat francuski Coppee, który, złożony ciężką chorobą, w r. 1897 odzyskał znów wiarę swoich lat młodzieńczych. – W książce Labonnesouffrance (Dobre cierpienie), która w jednym roku doczekała się 75 wydań, przytacza powody, które w nim wiarę zachwiały; były nimi: grzechy młodości i wstyd wyznania ich na spowiedzi.
„Dlatego też – pisze Coppee – ci, którzy w tym samym położeniu będą, gdyby byli szczerymi, musieliby przyznać, że jedynie surowe prawo moralności, od którego religia żadną miarą odstąpić nie może, trzyma wielu z dala od praktyk religii. – To, com ja uczynił, było po prostu dezercją żołnierza spod chorągwi; ucieka, bo sprzykrzyła mu się karność. Ja także z pewnością nie z nienawiści porzuciłem sztandar Chrystusa, pod którym dawniej służyłem – tylko chwilowo go opuściłem przez zaślepienie„.
Nienawiść, którą tak często popisują się przeczący istnieniu Pana Boga, wskazuje jasno, że sami nie wierzą w to, co mówią; nikt przecież nie czuje nienawiści do tego, o którego istnieniu sam wątpi! Gorliwość, z jaką coraz nowych dowodów szukają przeciw istnieniu Pana Boga, stwierdza wymownie, że im te dowody nie wystarczają.
Wielu przywódców niewiary przy zbliżaniu się śmierci zrzucało maskę i oświadczało, że nigdy nie byli zupełnie przekonani o prawdziwości swoich dawnych wierzeń. Pierwszy piewca ateizmu, Lukrecjusz, z samej bojaźni przed karą bogów stracił rozum; Voltaire, d’Alembert i Diderot wołali na łożu śmierci o księdza, pełni rozpaczy; Bayle, Montesąuieu, Laharpe, Marmontel, Montaigne, Marąuis d’Argens i wielu innych nawróciło się przed śmiercią.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.