Pismo Święte

23 Potem mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! 24 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.

Właściwie ten cytat z Pisma Świętego zawiera wszystko, co należy powiedzieć o tym co dzieje się wokół nas w kwestii COVID-2019. To, czego chrześcijanie powinni się obawiać, to zamknięte kościoły i brak dostępu do sakramentów. Widać obecnie jak postrzegany jest Kościół – nie tylko przez rządy państw ale co przerażające, przez samych kapłanów. Jest jak instytucja, jak firma, którą można i należy zamknąć dla „bezpieczeństwa” ludzi. Bardziej wierzymy w moc i wiedzę koncernów farmaceutycznych niż w Bożą opatrzność. Gdzie nabożeństwa przebłagalne? Gdzie poświęcanie domostw?  Gdzie nawoływanie do pokuty? A może to jest owa ohyda spustoszenia, o której mowa w Piśmie Świętym? Kto wie …

Polegać chcemy na sobie, na własnej wiedzy i przekonaniu, że Bóg to jedynie folklor, który ubarwia naszą rzeczywistość. Nic poza nami samymi nie jest nam potrzebne, by radzić sobie z przeciwnościami.

Ja jednak zachęcam do modlitwy. Zachęcam do pokuty i umartwień. To okres postu, który należy przeżyć troszcząc się o nawrócenie i czystość duszy. COVID-19 budzi lęk wielu, również chrześcijan, katolików. To normalne, że boimy się choroby, cierpienia, niedostatku. Ale jeśli przyjmiemy słodkie jarzmo Chrystusa i Jego lekkie brzemię, jeżeli wzmocnimy się Przenajświętszym Sakramentem to okaże się, że nasze lęki zamienią się w odwagę. Tak samo jak przed dwoma tysiącami lat pierwsi chrześcijanie stawiali czoła prześladowcom ginąc z imieniem Jezus na ustach tak i my zachowajmy tę pewność i godność w obliczu naszych zagrożeń, czymkolwiek by nie były. Dzisiaj COVID-19, jutro być może coś innego ale i tak na końcu każdego z nas jest śmierć i rozliczenie z naszego życia. Stąd cytat na wstępie wpisu …

Krzyż i różaniec

8 A czwarty wylał swą czaszę na słońce:
i dano mu władzę dotknąć ogniem ludzi.
9 I ludzie zostali dotknięci wielkim upałem,
i bluźnili imieniu Boga, który ma moc nad tymi plagami,
a nie nawrócili się, by oddać Mu chwałę.
10 A piąty wylał swą czaszę na tron Bestii:
i w jej królestwie nastały ciemności,
a ludzie z bólu gryźli języki
11 i Bogu nieba bluźnili za bóle swoje i wrzody,
ale od czynów swoich się nie odwrócili.

Ap 16, 8-11
[https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1104]

To oczywiście fragment Apokalipsy św. Jana, zapowiedź plag, które dotkną ziemię i rodzaj ludzki. Ale cóż to za ludzie, którzy dotknięci plagami zesłanymi przez Boga za grzechy ludzkości nie nawrócili się i co więcej, bluźnili przeciw Bogu? Może to dla niektórych szokujące ale to tacy sami ludzie jak my, a kto wie – być może właśnie my.

Obrazy przedstawiane w apokalipsie mogą wydawać się mocno niezrozumiałe, dalekie od rzeczywistości – bestie, plagi, smoki. Ale to tylko alegorie. Apokalipsa to księga prorocza, w której poprzez symbole i jaskrawe obrazy nasz Pan, Jezus Chrystus, poprzez św. Jana, swego Apostoła, objawia ludziom przyszłe wydarzenia, jakie będą miały miejsce u końca czasów.

To dlatego niezwykle istotnym jest umiejętne rozpoznawanie znaków czasu jakie maja miejsce. Samo przyjście na świat Zbawiciela oraz Jego śmierć męczeńska również było przepowiedziane w Starym Testamencie i żaden z proroków nie przedstawił tych wydarzeń w sposób w pełni jasny i dosłowny – dlatego tak wielu nawet pobożnych Żydów nie rozpoznało w Jezusie Mesjasza. Niejednokrotnie sam Jezus Chrystus napominał swych uczniów, by bacznie obserwowali to co wokół nich się dzieje:

32 A od figowego drzewa uczcie się przez podobieństwo! Gdy jego gałązka staje się soczysta i liście wypuszcza, poznajecie, że zbliża się lato. 33 Tak samo i wy, kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Mt 24, 32-33.

Więcej o czasach ostatecznych przeczytacie w Ewangelii św. Mateusza

[http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=269&werset=4]

Wracając do sedna zapytania i szukając odpowiedzi na nie „co to za ludzie końca czasów?” zobaczmy, że wszystko co wokół nas się dzieje jest zawsze bliższym a nigdy dalszym czasem końca. Będziemy (my, teraz żyjący) lub przyszłe pokolenia (36 Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec. Mt 24, 36) zapewne mocno zaskoczeni, że to już, że czas końca się ziścił. Tzw. sprawiedliwość dziejowa i to, że historia lubi się powtarzać sprawia, że mamy niestety dużą szansę na przegapienie znaków końca czasów. Jest to dla nas tym trudniejsze, że coraz rzadziej wierzymy Pismu Świętemu stawiając bardziej na hipotezy, tezy i prawa nauki. Dziś każde wydarzenie, każda zmiana w przyrodzie tłumaczona jest przez naukę – jest cieplej, bo …, jest chłodniej, bo … wymierają gatunki, bo …, są anomalie, bo … itd. Jak niewielu jest w stanie zamknąć swe uszy na to co mówi człowiek a otworzyć je na to, co mówi do nas Bóg. Ale i to zostało przewidziane:

37 A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. 38 Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, 39 i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Mt 24, 37-39.

Ale spokojnie – nasze zbawienie nie zależy od umiejętności czytania końca czasów. To jest oczywiście potrzebne, byśmy nie ulegli zwiedzeniu i wiedzieli, że wszystko to stać się musi. Dużo ważniejszy jest nasz codzienny stan duszy – jeśli będziemy żyć z Chrystusem i dla Chrystusa, jeżeli będziemy wierni jego słowu, czas końca, czas paruzji będzie dla nas czasem radosnym. I to jest najpiękniejsza obietnica naszej wiary – jakkolwiek i kiedykolwiek świat, który znamy, przestanie istnieć lub czy zamkniemy swe oczy z racji dopełnienia naszego żywota pozostaje radość z przejścia do życia z Bogiem. Tylko od nas zależy, czy będziemy tego godni.

42 Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. 43 A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. 44 Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Mt 24, 42-44

złote drobiny

Są takie fragmenty Pisma Świętego, które sprawiają trudności interpretacyjne. Czasem nawet wydaje się, że są przeciwne wartościom jakich poszukujemy w Słowie Bożym. Jednym z takich „trudnych słów” jest Przypowieść o rządcy.

1 Powiedział też do uczniów: «Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. 2 Przywołał więc go do siebie i rzekł mu: „Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać”. 3 Na to rządca rzekł sam do siebie: „Co ja pocznę, skoro mój pan odbiera mi zarządzanie? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. 4 Wiem już, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty od zarządzania”. 5 Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: „Ile jesteś winien mojemu panu?” 6 Ten odpowiedział: „Sto beczek oliwy”. On mu rzekł: „Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt”. 7 Następnie spytał drugiego: „A ty ile jesteś winien?” Ten odrzekł: „Sto korców pszenicy”. Powiedział mu: „Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt”. 8 Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości.
9 Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.
10 Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. 11 Jeśli więc w zarządzaniu niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, to kto wam prawdziwe dobro powierzy? 12 Jeśli w zarządzaniu cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, to któż wam da wasze?
13 Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.

Okazuje się, że jest kilka interpretacji powyższej przypowieści. Ja skupię się na jednej, wydaje mi się najwłaściwiej opisującej intencje rządcy. Analizę tekstu należy w tym miejscu poprzedzić naświetleniem kulturowości czasów Chrystusa. Rządca, odpowiednik ekonoma zarządzającego majątkiem miał za zadanie rozporządzać majątkiem swego pana tak, by ten pomnażał swe zyski. Sam natomiast rządca nie otrzymywał zapłaty za swoją pracę w formie odpowiednika dzisiejszej pensji. Pobierał on jakiś procent od transakcji, nad którymi czuwał. Tym samym zmuszony był balansować tak, by z jednej strony jego pan był zadowolony z zysków, z drugiej natomiast by ludzie oddający daninę lub handlujący z jego panem byli zadowoleni z zapłaty. Kiedy zatem do pana dotarły głosy, że rządca jest wobec niego nieuczciwy, oznaczało to ni mniej ni więcej, że pobiera on dla siebie wysoką prowizję uszczuplając dochód należny jego panu.

Służył zatem rządca już nie jednemu ale dwóm panom – tym drugim stała się mamona, którą w nadmiarze zagarniał dla swojej prywatnej korzyści.

Cóż zatem uczynił rządca przelękniony konsekwencjami jakie groziły mu ze strony jego pana? Wiedząc, że nie może żebrać (ponieważ się wstydzi) ani kopać (zapewne z braku tężyzny fizycznej) postanowił przypodobać się ludziom, zaskarbić sobie ich przyjaźń, by będąc już bez pracy liczyć na ich pomoc i przychylność. Pobierając od nich daniny w postaci oliwy i zboża, umniejszył ich ilość powodując tym samym zysk po stronie poddanych. Mogłoby się zatem wydawać, że bezprawnie ograbił swego pana z zysku – skąd zatem ten pochwalił go za jego roztropne działania? Otóż nie doszło do malwersacji – rządca najzwyczajniej w świecie zrezygnował ze swojej prowizji. Jego pan otrzymał tyle ile otrzymałby, gdyby rządca uszczknął dla siebie oliwy i zboża. Ten jednak zrezygnował ze swojej części i niejako zwrócił ją podwładnym pana – nie zyskał towaru (a co za tym idzie mamony) ale pozyskał ludzką życzliwość i zadowolenie pana, który w oczach podwładnych za sprawą rządcy okazał się panem łaskawym i dobrodusznym.

Tak zatem z niniejszej przypowieści wynika, że jeżeli już zajmujesz się brudną mamoną to czyń przynajmniej tak by choć w części przyniosła ci ona prawdziwy pożytek poprzez dobro jakie za jej sprawą uczyniłeś i nie opieraj na niej i na zachłanności swojego życia, ponieważ chciwość i egoizm szybko może przerodzić się w porażkę.

Lęk jest emocją negatywną – tak można by powiedzieć, gdybyśmy definiowali go w formacie kontrastowości z innymi emocjami takimi jak radość, zadowolenie, miłość. Ale w głębszym sensie lęk jest permanentnym stanem naszego bytowania i stanowi niejako tło naszego życia. Bo oczywistym jest, że jego rozwiniętą wersją jest strach, który kojarzy się nam zdecydowanie pejoratywnie ale lęk o najbliższą osobę, o zdrowie, o środki do życia itd. jest swego rodzaju motorem działania lub w przypadku grzechu – nie działania.

Do czego zmierzam – lęk w odniesieniu do świata materialnego wymusza na nas określone czynności, które są ukierunkowane na uniknięcie negatywnych konsekwencji. Dzięki lękowi, działającemu w tle, pracujemy choć nie zawsze nasza praca jest spełnieniem marzeń, dbamy o higienę by uniknąć chorób, staramy się spożywać posiłki, które nie tylko są smaczne ale przy odrobinie zdrowego rozsądku dostarczą nam witamin, dowiadujemy się co u najbliższych z obawy o ich samopoczucie, zdrowie itd. Wiele można przykładów wymienić ale de facto istota rzeczy jest w pełni zrozumiała.

Jak widać zatem ta niby negatywna emocja działa w ostateczności ku dobremu. Dobrze ukierunkowana jest jak środek zapobiegawczy. Podobnie jest z naszą duchowością. Lęk przed popełnieniem grzechu jest emocją prewencyjną – owa bojaźń Boża nie oznacza bowiem strachu przed „złym” Bogiem ale troskę o zbawienie duszy. Bóg nie jest Bogiem mściwym ale sprawiedliwym – my sami pracujemy na naszą ocenę w oczach Boga. Robimy to każdego dnia, w każdej chwili. Nasze decyzje, które rodzą się w naszych sercach są każdorazowym opowiedzeniem się po stronie dobra lub zła, po stronie Boga lub szatana. Jesteśmy w stanie permanentnej decyzyjności, czy tego chcemy czy nie. Najgorzej, gdy nasze przywiązania do grzechu (najczęściej to grzech ciężki) nie dopuszczają nawet opcji dobra – zawczasu postanawiamy w tym względzie, że grzech nastąpi. Czy to będzie decyzja dotycząca lenistwa, rozpusty, oszustwa, kłamstwa lub innych to w każdym z tych przypadków mówimy Bogu nie. Mówimy, że nie jest dla nas partnerem w podjęciu decyzji, że jego wola nie ma dla nas znaczenia – a zatem nie mamy w sobie bojaźni Bożej. A kiedy jej nie ma? Nie ma jej gdy nie mamy wiary, gdy pomimo, iż nazywamy siebie katolikami, pomimo znajomości Pisma Świętego, czynimy inaczej niż wymaga od nas Bóg.

Działanie w akceptacji i czynieniu grzechu, bez bojaźni Bożej jest papierkiem lakmusowym naszej wiary. Jeśli grzeszysz w pełnej świadomości jesteś jak wariat sypiający na torach i żywiący się odpadkami a kąpiel biorący w nieczystościach. Z czym staniesz przed obliczem Boga? Co wtedy odpowiesz – „wiedziałem ale …”. Ale co? Kto cię wówczas usprawiedliwi? Przecież czyniłeś wybór świadomy i znałeś jego konsekwencje. Wiedziałeś, że nie ma niczego co nie zostałoby odkryte …

Pięknym dobrodziejstwem jakie daje nam Bóg jest czas. Jeśli zatem dzisiaj, wczoraj i wiele lat wstecz wybierałem zło to już za chwilę mogę to odwrócić i wybrać dobro. I tutaj obok Bożej sprawiedliwości objawia się Boże Miłosierdzie. Od nas samych zależy, czy staniemy się ową zagubioną owcą, synem marnotrawnym czy łotrem z krzyża, którzy dzięki opamiętaniu i bojaźni Bożej powrócili w Jego łaski czy też jak Judasz do końca i bez wiary podążać będziemy za naszymi niskimi namiętnościami, wybierając w zamian za życie wieczne w chwale płacz i zgrzytanie zębów ale bez czasu i konfesjonału bo tych już nie będzie.

Krzyż Pasyjny

Ostatnie kilka lat pokazuje jak bardzo ideologie wrogie lub co najmniej niechętne katolickim doktrynom próbują podkopać fundamenty wiary prezentując przy okazji siebie jako te, które są alternatywą dla Kościoła. Mało tego – mają receptę na świat, na dobro i pokój, lepszą od dekalogu i nauk płynących z Pisma Świętego. Warto przyjrzeć się manipulacjom „tęczowych” środowisk i w trzeźwy sposób określić siebie samego w otaczającej nas sytuacji.

Po pierwsze – hasło „zabierzmy dzieciom tęczę”. Co jest najpiękniejszego na dziecięcych obrazkach, kreślonych już w dzieciństwie? Na pewno mama, tata, słoneczko i tęcza. Ten kolorowy łuk będący w tradycji biblijnej znakiem pojednania pomiędzy Bogiem a człowiekiem stał się sztandarem środowisk antykościelnych. Dzisiaj to co tęczowe kojarzy się jednoznacznie z grupami LGBT a tym samym w wyobraźni dzieci symbol ten odczytywany jest w sposób wypaczony. Trudno jest rodzicowi postawić jasną i czytelną granicę pomiędzy tęczą LGBT a tęczą na niebie – niebezpieczna indoktrynacja dzieci jest w tym miejscu bardzo skuteczna.

Po drugie – kolorowe, barwne przebrania osób biorących udział w tzw. paradach równości docierają do dzieci również jako pozytywny przekaz. Jest wesoło, kolorowo i głośno – to niemal jak piknik zabawowy, jak przedszkolna beztroska. Niestety to skojarzenie łatwo utrwala się w młodym umyśle i tutaj znowu bez uświadamiania ze strony rodziców szybko przyjdzie porażka.

Po trzecie – kolorowe gadżety typu barwne koniki, baloniki, parasolki itp. Te wszystkie infantylne rekwizyty są wyjęte ze świata dzieci. Nie dlatego, że są w jakiś sposób praktyczne ale właśnie dlatego, że miło kojarzą się dzieciom. To one z nimi się utożsamiają i chętnym wzrokiem sięgają w ich stronę.  

Po czwarte – nawoływanie do tolerancji. To najbardziej irytujące podejście ze strony grup LGBT. Wyobraźmy sobie, że jest obok nas ktoś, na kogo nie zwracamy na co dzień uwagi ale kto ciągle nas prowokuje – obraża nasze uczucia religijne, śmieje się z naszego postępowania, lży z naszej tradycji i robi to tylko w jednym celu – chce nas sprowokować. Będzie posuwał się cały czas tak daleko w swoich prowokacjach aż w końcu osiągnie zamierzony efekt – usłyszy od nas „dość”. I wtedy podniesie wielki lament i krzyk, że jest prześladowany, że jest wykluczany ze społeczeństwa i w ogóle to cierpi tak bardzo, że nie ma cierpień porównywalnych. Zwykła teatralna gra, która jest tak niska moralnie, że człowiek staje wobec niej bezradny.

Wróćmy do trzech pierwszych zagadnień – nie są one skierowane bezpośrednio przeciw Kościołowi. One przygotowują grunt, pod wielkie odstępstwo, które przyjdzie do nas za nie więcej jak 10 lat. Wówczas to właśnie dzieci, które dzisiaj nasiąkają kolorowymi ideologiami staną się nastoletnią młodzieżą pełną tolerancji wobec zboczeń i inności, i pełną również obojętności na takie słowa jak Bóg, krzyż, grzech, zbawienie, piekło i niebo. W najlepszym przypadku będą twierdzić, że Bóg, który nas stworzył jest tak miłosierny, że nie interesuje go zupełnie postępowanie człowieka. Ważne, że człowiek łaskawie jest i łaskawie chce żyć.

Czwarte działanie jest przeciw pokoleniu dorosłych – na hasłach tolerancji, miłości i akceptacji odmienności wprowadza się w umysły wielu „letnich” katolików zamęt. Co niektórzy będą skłonni myśleć, że trwając w wierze katolickiej są po złej stronie bo przecież tutaj nie ma tolerancji … I rzeczywiście – nie ma jej i nie może być. Bo nie ma takiego powodu na świecie, dla którego mogłaby nastąpić akceptacja i tolerancja grzechu oraz opowiedzenia się przeciw słowu Bożemu. Jakże dalece Bóg zna naturę człowieka, skoro mówi do nas z Pisma Świętego:

(Mt 5,17-19)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim.

Dlatego tak wielu chciałoby manipulować słowami Ewangelii ale ona jak zapieczętowana pozostaje poza ich zasięgiem. Kuszą zatem odstępstwem od tych słów, zapomnieniem o nich na rzecz kolorowego blichtru i czczych wizji lepszego świata. Świata, który z materii został utworzony i przemija podobnie jak człowiek i jego ideologie.

Trzymaj się zatem drogi czytelniku Pisma Świętego a jeżeli popadłeś w wątpliwości i zmieszanie, wprowadź radykalną korektę w swym sercu, umyśle i słowach. Popatrz nie na to co jutro i obok Ciebie ale na to co po śmierci bo czas płynie szybko.

Zawsze warto posłuchać mądrych słów, które radykalną korektę czynią w sposób bezbłędny – dlatego zachęcam do wysłuchania na YouTube kazania księdza Grzegorza Śniadocha – O buncie przeciw Bogu