Dobro pierwsze: potomstwo.
1. Które jest pierwsze dobro, dla którego jest ustanowione małżeństwo?
Małżeństwo jest ustanowione najpierw dla przystojnego rozmnażania rodzaju ludzkiego.
2. Dlaczego mówi się: dla przystojnego rozmnażania?
Ponieważ jakie bądź rozmnażanie nie czyni zadość ani godności rodziców, ani wychowaniu potomstwa, ani interesowi społeczeństwa.
3. Dlaczego nie czyni zadość godności rodziców?
Ponieważ byle jakie rozmnażanie mogłoby być dziełem samej niższej pożądliwości, a godność człowieka domaga się, żeby we wszystkich jego uczynkach wolnych brała udział jego część wyższa, duchowa, a nawet, żeby nad tymi uczynkami panowała.
4. Dlaczego nie czyni zadość wychowaniu potomstwa?
Ponieważ byle jakie rozmnażanie mogłoby wnieść niepewność co do ojcostwa, być owocem stosunków przygodnych i wychowaniu potomstwa nie dawałoby ani pożądanej rękojmi, ani potrzebnej ciągłości, ani koniecznej jedności.
5. Dlaczego nie czyni zadość interesowi społeczeństwa?
Ponieważ obywatel wart tyle, ile wart człowiek, a rozmnażanie byle jakie, utrudniając dobre wychowanie człowieka, naraziłoby społeczeństwo na brak tego, co mu jest najbardziej potrzebne, to jest na brak obywateli cnotliwych, przywiązanych do swej ojczyzny.
6. Jakim sposobem prawdziwe małżeństwo zaradza dobremu rozmnożeniu rodzaju ludzkiego?
Najpierw tym, że zjednoczenie cielesne przygotowuje je za pomocą szczerego afektu, który łączy dusze. Następnie przez stałość związku małżeńskiego zabezpiecza wychowanie. W końcu przez zlanie się dwóch osób ludzkich niejako w jedno prawdziwe małżeństwo stwarza wspólne ognisko czujności, tkliwej miłości i trosk, gdzie potomstwo doznaje dobrodziejstw przymiotów dwojga płci, zgranych harmonijnie. „Mąż i żona, oni oboje stanowią istotę, powołaną do przekazywania życia ludzkiego i przyczyniania się do jego rozwoju”.
7. A czy śmierć przedwczesna jednego z małżonków nie czyni niemożliwym osiągnięcie tego dobra?
Taka śmierć jest nieszczęściem nieistotnym. Mimo iż jest rzeczą bardzo smutną, jednak nie niweczy ona w zupełności wybitnego wpływu tej jedności w dwoistości, zrealizowanej w małżeństwie. Strona pozostająca przy życiu ma przecież w życiu i w pracy wychowawczej przewodnika. Jest nim pamięć nauk i rad strony zmarłej i to wszystko, co strona zmarła uczyniła dla niej. To, które pozostało przy życiu, odgaduje wskazówki strony zmarłej, wczuwa się w życzenia nieobecnej i stara się zastosować do nich. Tym sposobem wychowanie dziecka ślubnego nigdy nie jest dziełem jednostki.
8. Proszą wykazać, że przystojne rozmnażanie rodzaju ludzkiego jest pierwszym celem małżeństwa.
W encyklice tak czytamy: „Zaprawdę sam Stwórca rodzaju ludzkiego, który w dobroci swej w dziele rozkrzewienia życia postanowił ludzi użyć jako pomocników swych, nauczał tego, kiedy, ustanawiając w raju małżeństwo, powiedział do prarodziców naszych, a przez nich do przyszłych małżonków: +Bądźcie płodni i rozmnażajcie się+ (Rdz 1, 28). To samo znajduje św. Augustyn w słowach św. Pawła Apostoła do Tymoteusza: +Że celem rodzenia zawiera się małżeństwo+, świadczy Apostoł w ten sposób: +Chcę zatem, żeby młodsze wychodziły za mąż+. A jakoby wtrącono pytanie: – Dlaczego? – dodaje zaraz: +Aby rodziły dzieci, były gospodyniami domu+ (1 Tm 5, 14)”.
Dowód nasz polega na tym, że twierdzimy, iż możność rozmnożenia się zbliża do siebie bezpośrednio dwie osoby różnej płci. Że instytucja małżeństwa, oddzielona od tej możności, byłaby nie do pojęcia. Że dobry użytek z tej możności zabezpiecza inne dobra małżeństwa. Że ten cel dotyczy bezpośrednio ogólnego dobra społeczeństwa.
9. Czy dzieci są dobrem dla małżonków?
Owszem, i to wielkim. Przede wszystkim, co to za zaszczyt dla człowieka być przyjętym do wspólnoty stwórczej samego Boga i dać światu widzialnemu nowego króla. Przysposobić nowego wybrańca niebios, przymnożyć Kościołowi jedno dziecię, w którym z chwilą odrodzenia na Chrzcie zacznie żyć Jezus Chrystus. Co za szczęście odżyć w drogich istotach, które nas kochają, i już tu na świecie dostąpić pewnego rodzaju wiecznego trwania! Co więcej, dziecko umacnia jedność między swymi rodzicami. W razie poniekąd nieuniknionych tarć między nimi ono jest czynnikiem zgody. Dzięki temu, że dziecko domaga się od rodziców dobrego przykładu, jest ono czynnikiem wychowawczym i ułatwia małżonkom wzajemne udoskonalanie się.
Ofiary, które trzeba ponieść dla dziecka, bywają wynagradzane przez zadowolenie wyższego rodzaju. Troski, których się dziecko domaga, sprawiają, że się je tym bardziej miłuje. „Umysł ludzki nie potrafi sobie wyobrazić i odczuć tej godności i poczucia dumy, że się jest ojcem, matką dziecka ludzkiego i dziecięcia Bożego. Oni sami nie zdołają tego wszystkiego odczuć, gdy spojrzą w oczy swego dziecięcia, w których odzwierciedla się dusza nieśmiertelna. Kiedy potem zastanowią się, że ta dusza jest tchnieniem Bożym, że Syn Boży umarł za to dziecię, które obdarzone łaską uświęcającą, podobne jest bardziej do jakiegoś Boga aniżeli do człowieka, że ono żyć będzie na wieki, i że tam w górze oni będą mogli powiedzieć: +Oto moje dziecko! Ono mnie zawdzięcza swoje istnienie! Beze mnie nie byłoby tutaj i nie istniałoby nigdy!+”.
„Jeżeli matka prawdziwie chrześcijańska to rozważy, pozna zaiste, że do niej odnosi się w wyższym i pełnym pociechy zrozumieniu słowo Zbawiciela: +Niewiasta… urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat+ (J 16, 21). Wyniesie się ponad wszystkie bóle swego macierzyńskiego powołania, ponad jego troski i ciężary i z większym i świętszym prawem, niż owa matrona rzymska, matka Grakchów szczycić się będzie mogła w Bogu kwiecistym bardzo wieńcem swoich dziatek (encyklika przypomina tutaj pewne zdarzenie z dziejów rzymskich – kiedy inne matki na wyścigi pokazywały swoje klejnoty, matka Grakchów wskazała na dwoje swoich dzieci mówiąc: +To są moje klejnoty+). I oboje małżonkowie uważać będą te dzieci, które przyjęli z ręki Bożej skorym i wdzięcznym sercem, za skarb powierzony im przez Boga, który zużyją nie tylko na korzyść swoją i ziemskiej swej ojczyzny, lecz który w dzień zdania rachuby z zyskiem Bogu oddadzą”.
„Takie jest – powiedział Augustyn św., zacytowany w encyklice – prawo małżeńskie. Płodność przyrodzona znajduje tam swoją chlubę, a wyuzdana niepowściągliwość swoje wędzidło”.
10. Czy obowiązki rodzicielskie kończą się z chwilą urodzenia się dziecka?
Bynajmniej; trzeba je spełniać dalej przez dobre wychowanie. Natura, powierzając rodzicom maleńką istotę, zupełnie niezdolną zaradzić sobie, wyznacza zwykłym trybem rodziców, żeby byli dla niej opatrznością: pod względem cielesnym za pomocą matczynego mleka i środków utrzymania. Pod względem moralnym przez kształcenie umysłu i serca, które zaczyna się zaraz w pierwszych dniach i trwa dalej w każdej chwili, dzięki ustawicznemu wpływowi, jaki wspólne życie wywiera na wszystkich, którzy w nim biorą udział. Rodzice mają nienaruszalne prawo do pełnienia tej misji wychowawczej, do której ich wyznacza natura, i dla której wszczepiła im miłość, nie dającą się niczym zastąpić.
11. Jaki praktyczny wniosek wyprowadza się z powierzonego małżonkom posłannictwa rodzicielskiego i wychowawczego?
„Skoro to podwójne posłannictwo, tak zaszczytne i tak ważne, zostało powierzone rodzicom dla dobra dziecka, przeto wszelki uczciwy użytek ze zdolności, udzielonej od Boga do rodzenia nowych istnień żywych, jest wyłącznie prawem i przywilejem małżeństwa, zgodnie z postanowieniem samego Stwórcy i z prawem natury: +korzystanie z tej zdolności musi się bezwarunkowo trzymać świętych granic małżeństwa+”.
W rzeczy samej, poza małżeństwem wychowanie jest pozbawione podwójnej rękojmi, jaką mu daje małżeństwo. Rękojmi trwałości dzięki związkowi dozgonnemu, który oboje rodziców spaja ze sobą. Rękojmi roztropności i przezorności, przez ścisłość życia rodzinnego, która dla kierowania wychowaniem ustanawia jedną wspólną władzę, ubogaconą uzupełniającymi się wzajemnie właściwościami płci obojga.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.