Zamach na dziecko.
1. Który zamach na dziecko został najpierw odparty przez encykliką?
Encyklika zbija przede wszystkim ten nikczemny egoizm i bezczelny fałsz wielu, którzy ważą się mówić o dziecku jako o „przykrym ciężarze życia małżeńskiego”. Następnie encyklika demaskuje „zbrodniczą swawolę”, która unika potomstwa za pomocą praktyk pozbawiających akt małżeński jego przyrodzonych skutków, bądź przez to, że się szuka rozkoszy, a nie chce się wziąć na siebie obowiązków, bądź też że się przytacza na swoje usprawiedliwienie równocześnie dwie okoliczności, czyli niemożliwość zachowania wstrzemięźliwości i niemożliwość posiadania potomstwa. Tę drugą niemożliwość wywodzi się raz z trudności osobistych, to znowu ze stanu matki, albo z warunków, wśród których się znajdują rodziny.
2. Jaką odpowiedź daje Papież na te wymówki?
Odrzuca je z góry wszystkie razem, oświadczając, że nie ma doprawdy takiej przyczyny, choćby najbardziej ważnej, która by zdołała z naturą uzgodnić i usprawiedliwić to, co samo w sobie jest naturze przeciwne. Stosunki małżeńskie, połączone z tymi haniebnymi praktykami, nie „są niczym innym tylko zwyczajną rozpustą, przyjętą w świecie”.
3. Jak Papież wykazuje, że te praktyki sprzeciwiają się bezwzględnie naturze?
W trojaki sposób:
1. Pierwszy dowód jest rozumowy i sprowadza się do takich oto myśli: Kto jakąś czynność należącą da porządku racjonalnego, któremu podlegamy wszyscy, świadomie odrywa od jego celu przyrodzonego, ten grzeszy przeciwko naturze. Otóż akt małżeński należy do tego wyższego porządku, któremu podlegamy wszyscy, a jego właściwym przeznaczeniem jest płodzenie potomstwa. A zatem każdy zabieg, pozbawiający, akt małżeński tego przeznaczenia, z konieczności i zawsze jest pogwałceniem natury. Na tym świecie istnieje pewien porządek, w stosunku do którego my jesteśmy wyżsi i który skutkiem tego my możemy zmienić, naruszyć, znieść w sposób zupełnie dozwolony i bez naruszenia prawa: takim jest np. porządek, czyli stosunek do płodu zwierzęcego i do żyjątka, które ma zeń wyróść. My możemy rozbić jajko, zniweczyć zwierzę. Jest też porządek inny, któremu my podlegamy i którego nam nie wolno naruszać, nawet dla celu, który sam w sobie jest (etycznie) wzniosły. Takim porządkiem jest właśnie każdy porządek, któryśmy wyżej nazwali racjonalnym. Nie wolno nam kłamać, choćbyśmy przez to mieli osiągnąć nie wiedzieć jaką korzyść lub dobro. Przez porządek wyższy, wymieniony w tekście, rozumiem tutaj porządek racjonalny, nałożony nam przez Boga.
2. Drugi dowód czerpie Papież z Pisma świętego. Według tłumaczenia przyjętego przez Kościół, Pan Bóg ukarał śmiercią Onana, jako winnego tej zbrodni.
3. Trzeci dowód bierze Papież z władzy nauczycielskiej Kościoła, twierdząc, że nieprzerwane tradycyjne nauczanie Kościoła potępia te praktyki, i tę prawdę głoszoną przez Kościół w zwyczajnym sprawowaniu władzy nauczycielskiej Papież potwierdza uroczyście.
4. Czy w tym uroczystym orędziu należy upatrywać nieomylną definicję?
Zanim damy odpowiedź na to pytanie, której trudności wcale nie taimy, wydaje się nam, że nie od rzeczy będzie przytoczyć przede wszystkim wprost słowa samego Papieża:
„Ponieważ od niedawna niejedni, jawnie odstępując od nauki chrześcijańskiej, przekazanej od początku i niezłomnie zachowywanej, sądzili, że w obecnych czasach inną w tym przedmiocie należy głosić naukę, dlatego Kościół katolicki, któremu sam Bóg powierzył zadanie nauczania i bronienia czystości i uczciwości obyczajów, Kościół ten, pragnąc pośród tego rozprzężenia obyczajów zachować związek małżeński czystym i wolnym od tej zakały, odzywa się przez usta Nasze głośno i obwieszcza na nowo: Ktokolwiek użyje małżeństwa w ten sposób, by umyślnie udaremnić naturalną siłę rozrodczą, łamie prawo Boże oraz prawo przyrodzone i obciąża sumienie swoje grzechem ciężkim.”
Przypomnijmy sobie następnie, że Papież, bądź sam, bądź też z całym kolegium biskupów, jest Kościołem nauczającym, którego nieomylność jest zapewniona przez Chrystusa Pana.
Kościół przemawia przez Papieża, nie jako przez swojego mandatariusza, lecz jako przez swoją głowę i swego nauczyciela. Zadanie nauczania i bronienia czystości i uczciwości obyczajów, o którym w przytoczonych słowach mówi Papież, spoczywa właśnie na nim.
Nieomylną w przedmiocie wiary i obyczajów jest tradycyjna i stała nauka Kościoła, pod opieką biskupów, gdy w zjednoczeniu ze Stolicą Piotrową wykonują swój zwyczajny urząd nauczycielski. Nieomylne jest też uroczyste ogłoszenie jakiejś prawdy z dziedziny wiary lub obyczajów, którą najwyższy Pasterz, zwracając się w tym swoim charakterze do całego Kościoła, podaje wszystkim do wierzenia.
Do jakiego wniosku prowadzą nas te prawdy?
Że Papież, który w tej encyklice zaraz na początku oświadcza, że przemawia do całego Kościoła, a nawet do całej ludzkości,
a) stwierdza, iż co do sprawy onanizmu małżeńskiego istnieje jedna nauka chrześcijańska, od samego początku Kościołowi przekazana i wiernie przezeń przechowywana, że więc nauka ta jest już w sposób nieomylny podawana do wierzenia przez nauczycielski urząd Kościoła w drodze zwyczajnego nauczania;
b) z powodu rozbieżności zdań o tym przedmiocie, zauważonej u niektórych, on, papież, jako nauczyciel całego Kościoła, świadom swego obowiązku nauczycielskiego i mocą swego posłannictwa od Boga, ogłasza uroczyście właśnie tę naukę i w konsekwencji wszystkich obowiązuje do jej przyjęcia. To sam Kościół katolicki – są wyraźne słowa papieża – przemawia przez jego usta.
Wobec takiej mowy Najwyższego Pasterza nie możemy wątpić, że mamy przed sobą jeden z tych nierzadkich wypadków, gdzie papież w sposób nieomylny naucza prawdy, która się już znajduje w posiadaniu Kościoła i w którą Kościół wierzy (przez wykonywanie swego zwyczajnego urzędu nauczycielskiego). Oto racja, dla której Papież może także podawać się za nieomylnego tłumacza nauki Kościoła pierwotnego. Wiemy jednak, że bardzo poważni kapłani wahają się z uznaniem tutaj nieomylnej definicji ex cathedra, które by było różne od również nieomylnego nauczania zwyczajnego urzędu nauczycielskiego Kościoła. Z drugiej strony oświadczył nam pewien profesor teologii po osobnym przestudiowaniu tego ustępu encykliki: Jeżeli tu nie mamy definicji, to już nie wiem, jakimi słowami powinien by się Papież wyrazić, żeby jego nauka mogła uchodzić za definicję. Sposób, w jaki biskupi belgijscy w swym zbiorowym orędziu z okazji tej encykliki przedstawiają rolę, jaką bierze w niej na siebie Namiestnik Jezusa Chrystusa, zdołała nas jedynie utwierdzić w tym przekonaniu.
5. Jakie prawdy są określone nieomylnie?
Te trzy: a) Każde korzystanie z małżeństwa, w którego wykonaniu akt ten przez zabiegi ludzkie jest pozbawiony swej przyrodzonej mocy płodzenia życia, łamie prawo Boże; b) łamie prawo natury; c) jest ciężkim grzechem.
6. Jaki stąd wniosek?
Że wszelkie praktyki zapobiegawcze, których celem jest sprawić, żeby mające się odbyć akty były bezpłodne, czy to chwilowo, czy też na zawsze, są również same w sobie, wewnętrznie, złe i stanowią również grzech ciężki.
Stolica św. już nieraz wyraziła się dość dokładnie o tej sprawie. Najwyższa Kongregacja Św. Oficjum w dniu 19 kwietnia 1853 r., nie wdając się w odróżnianie bezecnych tych praktyk, orzekła, że to nadużywanie małżeństwa jest w sobie samym złem. A św. Penitencjaria w dniu 13 listopada 1901 r. pochwaliła pewnego proboszcza, że nie miał odwagi pójść za wskazówką, jakiej udzielił pewien znakomity spowiednik, były profesor teologii moralnej w jednym z seminariów duchownych, który był powiedział, że celem uniknięcia zbyt licznego potomstwa albo zbytniego wycieńczenia swej żony mąż może dopełnić aktu małżeńskiego w sposób grzeszny, byleby nie miał innego w tym celu jak tylko uśmierzenie chuci. Św. Penitencjaria dodała, że nie wolno rozgrzeszyć penitenta, któryby nie chciał porzucić tej praktyki, będącej niczym innym, tylko najordynarniejszym onanizmem.
7. Jakim to nowoczesnym powagom zarzuca encyklika, że uroczyście głosiły nauką przeciwną?
Dostojnikom kościoła anglikańskiego, którzy zebrani na kongresie w pałacu Lambeth w liczbie 307, większością 103 głosów przeciwko 67, w słowach, trzeba to przyznać, niejasnych i zdradzających pewien wstyd, przyjęli, że w niektórych wypadkach, w których, rodzenie byłoby niewskazane, można by obrać drogę inną aniżeli wstrzemięźliwość. Było jednak wielu takich, którzy się wstrzymali od głosowania.
Ponieważ komisja tego kongresu w swoim sprawozdaniu uznała tradycję, na którą się powołuje Papież, zauważyła jednak, że w niej brakuje definicji soborowej, przeto wydaje się nam podobnym do prawdy, że Papież przez ten akt uroczysty zamierzał zapełnić to, co mogło niesłusznie uchodzić za lukę.
8. Czy Ojciec światy ogranicza się do tego pouczenia doktrynalnego?
Bynajmniej. Przechodząc do jednego z najdonioślejszych wniosków praktycznych, Papież dodaje, zaraz:
„Upominamy zatem Swoją powagą i powodowani troską o dusz wszystkich zbawienie spowiedników i duszpasterzy, aby wiernych swoich w sprawie tego niesłychanie ważnego przykazania Bożego nie pozostawiali w błędzie. Tym bardziej upominamy ich nadto, by sami nie zarażali się tymi zgubnymi zapatrywaniami i w sprawach tych żadną miarą nie byli pobłażliwymi. Jeśliby zaś spowiednik albo duszpasterz jaki – broń Boże – wiernych swoich w takie błędy wprowadził, albo ich, czy to dając zezwolenie, czy też podstępnie milcząc, w nich utwierdził, niech wie, że będzie musiał Bogu, Najwyższemu Sędziemu, zdać surowy rachunek z sprzeniewierzenia się powołaniu swemu, i że do niego odnoszą się słowa Chrystusowe: +To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną+ (Mt 15, 14).”
Ta poważna przestroga stanowi normę obowiązującą dla tych wszystkich, do których jest skierowana, to jest dla spowiedników i tych, którym jest powierzona troska o dusze.
Papież upomnienie to daje naprawdę mocą swej najwyższej powagi i jako pasterz całego Kościoła. Upomina on wszak tych, którzy słuchają spowiedzi, i tych, którym zlecono pieczę o dusze, a) żeby nie zostawiali powierzonych sobie wiernych w błędzie, dotyczącym tego ważnego przykazania boskiego; b) żeby się sami wystrzegali fałszywych opinii w tym przedmiocie; c) żeby nie grzeszyli w żaden sposób pobłażaniem.
W konsekwencji Papież grozi surowym sądem boskim:
a) tym, którzy by wiernych wprowadzali w błąd;
b) tym, którzy by wiernych utwierdzali w błędzie, czy to przez formalne aprobowanie, czy też przez wyrachowane milczenie.
Dawniejsze orzeczenia Stolicy świętej określają w sposób nader użyteczny sposoby postępowania tych spowiedników, których spotkała ta nagana ze strony naszej encykliki, i obowiązek, który spoczywa na wszystkich spowiednikach, żeby unikali wszelkiej pobłażliwości, a nawet pouczali penitentów, którzy by byli w błędzie co do sprawy o podobnej doniosłości moralnej i społecznej.
Pewien proboszcz z diecezji Angers przedstawił św. Penitencjarii trzy rodzaje spowiedników:
1. Spowiednicy pierwszego rodzaju uważają, że nawet pokonalna nieświadomość uwalnia od grzechu ciężkiego. Są przekonani, że zwracanie uwagi na nadużywanie małżeństwa tylko by sprawę pogarszało przez to, że ludzie odważaliby się na unikanie sakramentów. Wyciągają stąd wniosek, że wolno, a nawet lepiej jest sprzyjać niejako błędnemu mniemaniu penitentów, podtrzymywać ten błąd, a nawet naprowadzać nań zręcznie, ale bez kłamstwa. Skutkiem tego nie tylko wstrzymują się od pytań o te grzechy, lecz nawet gdy się ich pytają, czy onanizm jest ciężkim grzechem, uchylają się od odpowiedzi przez zręczne kołowanie, albo też zapytują penitentów, co oni sami myślą o tej sprawie. A kiedy penitent oświadcza, że wobec praw małżeńskich albo wobec innych podobnych względów on nie może w tym dopatrywać się nic tak dalece złego, spowiednicy są radzi, że go mogli zostawić w tej jego dobrej wierze.
2. Drudzy, podzielając w zupełności przekonania wspomnianych spowiedników, nie ukrywają prawdy gdy się ich penitenci pytają. Ale jeżeli penitent poprzestaje na wyznaniu grzechu onanizmu, wcale nie dbają o to, żeby się bliżej zająć tym oskarżeniem. Lecz skoro je usłyszeli, zadowalają się tym, żeby go skłonić do żalu za grzechy w ogóle i dają mu rozgrzeszenie na podstawie jego twierdzenia, że się brzydzi każdym grzechem.
3. Trzeci zaś rodzaj spowiedników uważa, że nieświadomość pokonalna tylko w bardzo rzadkich wypadkach może iść tak daleko, aby grzech przedmiotowo ciężki zdołała uczynić podmiotowo powszednim, i że taka nieświadomość nie może trwać długo. Przeciw temu przemawia według nich i sam charakter grzechu, który jest przeciwny naturze, i fakt, że się o tę kwestię toczą ustawiczne spory. Skutkiem tego ci spowiednicy bez względu na to, czy penitent sam z siebie spowiada się z tego grzechu, czy też dopiero na skutek roztropnego zapytania, każdego penitenta uważają za winnego tego niecnego postępku tak samo, jakby go uważali winnym każdego innego grzechu ciężkiego. Ganią więc i upominają każdego takiego penitenta w miarę jak się tego zdaje wymagać jego dobro duchowne, i nie dają mu rozgrzeszenia, jeżeli nie otrzymają dostatecznych oznak żalu i mocnego postanowienia poprawy.
Na podstawie tego sprawozdania przedłożono św. Penitencjarii następujące trzy pytania:
1. Czy wolno być pobłażliwym dla tej dobrej wiary, o której jest mowa na pierwszym miejscu, i czy wolno ją stwarzać?
2. Czy spowiednicy drugiego rodzaju czynią zadość obowiązkowi swego stanu?
3. Czy spowiednicy trzeciej kategorii ściągają na siebie naganę, że bez potrzeby dręczą siebie i swoich penitentów; czy też może ich sposób postępowania nie jest wręcz dobry?
Św. Penitencjaria odpowiedziała przecząco (negative) na pierwsze dwa pytania. Co do pytania trzeciego odpowiedziała ona tak: „Pod warunkiem, że spowiednicy, o których jest mowa, w sprawie pytań przeznaczonych dla małżonków w kwestiach korzystania z małżeństwa, trzymają się granic wytyczonych przez Rytuał Rzymski i aprobowanych autorów, ich sposób postępowania z penitentami nie zasługuje na naganę”.
W dziesięć lat później, w 1886 r., pewien biskup francuski zwrócił się do tejże św. Penitencjarii. Użaliwszy się nad coraz to większymi postępami złego, które polega na tym, że ludzie nie tylko unikają zbyt licznego potomstwa, lecz nadto woleliby w ogóle nie mieć dzieci, skutkiem czego wyludnia się nie tylko kraj, ale także kościoły ku przerażeniu socjologów i moralistów, biskup ten zwraca uwagę na brak jedności w postępowaniu spowiedników, którzy nie są zgodni co do potrzeby zadawania penitentom w tej materii pytań, oczywiście w sposób przyzwoity i dyskretny,
Na poparcie tych spowiedników, którzy uważają, że im nie wolno milczeć, przytacza on słowa Benedykta XIV w bulli „Apostolica Constitutio”: Dzięki temu milczeniu penitent albo nie dowiaduje się o grzechach, które przecież jako takie winien poznać, albo też utwierdza się w złu, co przyczynia się do zgorszenia u tych, którzy uważają, że im wolno czynić to, co widzą bezkarnie popełniane przez tych, co często przystępują do Sakramentów św.
Następnie biskup ten przedkłada następujące pytania:
1. Gdy jest uzasadnione przypuszczenie, że penitent, który ani słówkiem nie wspomina onanizmu, oddaje się tej zbrodniczej praktyce, czy spowiednik może zaniechać roztropnego i dyskretnego pytania, ponieważ przewiduje, że zburzy dobrą wiarę większej liczby ludzi i odstraszy wielu od sakramentów? Czy też raczej ma on obowiązek pytać się roztropnie i dyskretnie?
2. Jeżeli spowiednik z dobrowolnego wyznania penitenta albo dzięki roztropnemu pytaniu wie, że penitent jest onanistą, czy jest on obowiązany zwrócić uwagę na ciężkość tego grzechu na równi z innymi grzechami śmiertelnymi, i (jak mówi Rytuał Rzymski) upomnieć go z miłością ojcowską i nie dać mu rozgrzeszenia, dopóki na podstawie dostatecznych oznak nie upewni się, że penitent żałuje za to, co uczynił, i ma mocne postanowienie niegrzeszenia więcej onanizmem?
Św. Penitencjaria tak odpowiedziała: „Zważywszy, że ohydny występek, o którym jest mowa w przedstawionym wypadku, jest bardzo rozpowszechniony, św. Penitencjaria uważała za swój obowiązek na przedłożone sobie pytania odpowiedzieć w sposób następujący: Na pytanie pierwsze; zasadniczo co do pierwszej części +nie+, co do drugiej części +tak+. Na pytanie drugie +tak+, według nauki autorów aprobowanych.”
Te odpowiedzi mówią nam wyraźnie, że nie wolno zadawać pytań bez powodu, lecz tylko na podstawie uzasadnionego przypuszczenia, że penitent oddaje się temu występkowi. – Że obawa przed zaniepokojeniem penitentów w ich dobrej wierze albo odstraszenia ich od saaramentów z reguły nie powinna spowiednika powstrzymywać od pytania. – Że jeżeli się stwierdzi, iż penitent dopuszcza się tego grzechu, należy go pouczyć, że jest to grzech ciężki.
Koniec końców, jak nam to powiedział pewien profesor teologii, nie możemy przez rozgrzeszenia dawane z lekkim sercem przypieczętowywać niemoralności sakramentem.
Ma się rozumieć, że pytanie musi się zawsze odbywać w słowach poprawnych, raczej powściągliwych, ale jasnych i nie dopuszczających żadnej wątpliwości .
9. Czy Ojciec św. nie pozwala nigdy zostawić małżonków w dobrej wierze co do ich stosunków małżeńskich?
Ojciec św. nie wypowiada się o wypadkach szczegółowych, wyjątkowych. Regułą powinno być wyprowadzenie z błędu wiernych, którzy tkwią w błędzie co do tej sprawy. Nigdy zaś nie wolno ich w tym błędzie utwierdzać pozytywnie, choćby nawet tylko przez milczenie, które by mogło być rozumiane jako aprobata.
Ale jeżeliby nie zachodziło niebezpieczeństwo zgorszenia albo też nie było żadnego pozytywnego utwierdzenia nieświadomych w ich błędzie, wówczas, zdaje się nam, można by wyjątkowo pozostawić w dobrej wierze, o ile ta jest szczera i prawdziwa, takich małżonków, którzy znajdują się w kłopotliwym położeniu tak dalece, że, biorąc rzecz po ludzku, nie ma z niego wyjścia.
10. Dlaczego było powiedziane: dobra wiara szczera i prawdziwa?
Ponieważ zdarzają się wypadki tak zwanej dobrej wiary, która jednak nie jest dobrą wiarą, lecz posiada tylko pozory dobrej wiary. Na przykład chrześcijanin, który znając stanowisko w tej sprawie naszej Encykliki, przenosiłby nad zawartą w niej naukę swoje własne zdanie, uważając tę naukę za zbyt surową, nie mógłby uchodzić za człowieka, który się znajduje w dobrej wierze.
11. Czy jednak Encyklika nie zajmuje stanowiska zbyt nieprzejednanego?
Przeciwnie, ona daje dowód należytego umiaru. W rzeczy samej:
a) Encyklika uniewinnia tego małżonka, który ten grzech nie tyle sam popełnia, co cierpi go i poddaje się mu, o ile dla przyczyn istotnie nader ważnych jedynie toleruje wywracanie porządku przez współmałżonka, od siebie zaś takiej przewrotności za nic nie chce. I o ile czyni zadość swemu obowiązkowi miłości, czyniąc wszystko, co się da uczynić, żeby współmałżonka nakłonić do uczciwego sposobu postępowania w tym względzie.
b) Encyklika wymienia inne, drugorzędne cele związku małżeńskiego: więc podtrzymywanie uczuć wzajemnego przywiązania i miłości; uśmierzanie namiętności. Są to dwa cele, które czynią dozwolonym korzystanie z praw małżeńskich w takich okolicznościach, w których przez wzgląd na osoby albo na okresy czasu zapłodnienie wydaje się albo wykluczone albo bardzo nieprawdopodobne, oczywiście byle stosunki odbywały się w sposób właściwy.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.