Kierownictwo duchowne.
Czy rola kapłana, zasiadającego w konfesjonale, polega wyłącznie na przyjęciu do wiadomości wyznawanych grzechów i na udzieleniu rozgrzeszenia? Przenigdy. Działalność kapłana, ograniczona do tych, mechanicznych niemal czynności, nie odpowiadałaby ani zamiarom Chrystusa Pana, ani nadziejom penitenta. Toteż każdy stały spowiednik, posiadający poczucie odpowiedzialności za powierzone sobie dusze, winien być jednocześnie ich kierownikiem.
Na czym zaś polega zadanie kierownika w stosunku do Was, drodzy Czytelnicy? Czy na wygłoszeniu homilii na uroczystość danego dnia, względnie na upomnieniu Was w słowach równie pobożnych, jak ogólnikowych, abyście się dobrze wywiązali ze wszystkich obowiązków wobec Boga i bliźniego? Nie bez racji odnieślibyście w takim razie wrażenie, że nauka ta, „wydana” w niezliczonej ilości egzemplarzy, zastosowana zostaje mniej więcej bez zmiany do każdego penitenta. Metoda taka stanowiłaby skrajne przeciwieństwo prawdziwego kierownictwa, które zgłębia potrzeby każdej poszczególnej duszy i bierze w rachubę jej osobiste skłonności. Spowiednik okazuje się kierownikiem, godnym tego miana, wówczas, gdy wysłuchawszy wyznania Waszych grzechów, które często niewiele mu mówią o Waszej duszy, stara się zdać sobie sprawę z Waszego – że tak powiem – oblicza moralnego, gdy Was wypytuje o Wasze walki wewnętrzne, o postępy względnie niepowodzenia w życiu duchowym, gdy szuka Waszej „pięty achillesowej” i wskazuje Wam środki do skutecznego stawienia czoła nieprzyjacielowi. Wówczas prawdziwie czujecie kierownictwo: czujecie rękę, która Was prowadzi, która Was odwraca od wszystkiego, co niskie i przyziemne, a kieruje Was wzwyż. A zatem zniweczenie grzechu i urabianie cnót – to podwójny cel, jakiego prawdziwy kierownik, nigdy nie traci z oczu. W tym bowiem streszcza się całe zadanie kierownictwa.
Takie są tedy obowiązki kierownika. Ponieważ jednak zadaniem niniejszej książeczki nie jest pouczanie kierownika, zwracam się znów do Was, drodzy Czytelnicy, aby Wam przypomnieć, że w planach Opatrzności Bożej kierownictwo stanowi znakomitą pomoc w uświęcaniu i byłoby wielką nieroztropnością lekkomyślnie się go pozbawiać. Z drugiej jednak strony, o ile się znajdujecie w warunkach, w których nie macie możności korzystania z kierownictwa, nie powinniście się tym zniechęcać. Zapewniam Was uroczyście, że Pan Bóg potrafi się w takim razie obejść bez wszelkich ludzkich pośredników i sam pełnić będzie w stosunku do Was działalność kierownika.
Świątobliwa karmelitanka Maria Amata od Jezusa słusznie zauważa, że nie wszystkie dusze odczuwają jednakową potrzebę kierownictwa. „Istnieją dusze, które kroczą drogą tak znaną i utartą, że same z siebie wiedzą, jak po niej postępować. Każda dusza posiada własną swą drogę, obfitująca w bogactwa nie powinna się tedy dziwić tej, która żebrze. Jednym potrzeba kierownika na początku drogi, drugim w czasie swej wędrówki do Boga, jeszcze innym na końcu; wszystko to zależy od Ducha Poświęciciela, który tchnie, kędy chce”.
Pomimo jednak tych zastrzeżeń, mogących mieć zastosowanie w poszczególnych wypadkach, nie waham się stwierdzić, że kierownictwo jest dla dusz potrzebne, i to tak dalece, że każdy, komu nie było dane poznać jego dobrodziejstwa, powinien gorliwie modlić się o nie do Boga.
Jeśli pragniecie się przekonać, że kierownictwo jest prawem z ustanowienia Bożego oraz że z nader nielicznymi wyjątkami wszystkie dusze powinny mu się podporządkować, odczytajcie rozdział Dziejów Apostolskich, opowiadający o nawróceniu św. Pawła. Przyszły Apostoł narodów wyruszył do Damaszku, „dysząc jeszcze groźbami i mordem przeciwko uczniom Pańskim”. Przez całą drogę napawał się myślą o prześladowaniach, jakimi ścigać będzie wyznawców Chrystusowych. I oto „stało się, że…. nagle oświeciła go zewsząd światłość z nieba”. Szaweł pada na twarz; prześladowca w jednej chwili odczuwa, że gotów jest wykonać wszystko, co mu Bóg zleci: „Panie, co chcesz żebym czynił?” Zbawiciel zaś, zamiast mu osobiście objawić swą wolę, odsyła go do kapłana: oddaję go pod kierownictwo Ananiasza: „Tam ci powiedzą, co będziesz miał czynić” – (Dz. 9, 1-7). Czy Chrystus Pan nie mógłby był sam podjąć się nauczania Pawła? Dlaczego odesłał go do kapłana? – Cel Zbawiciela jest całkiem wyraźny: oto pragnie On nas pouczyć, że i my wszyscy w swym życia wewnętrznym potrzebujemy Ananiasza, kierownika duszy, który by nam wskazywał drogę i ujawniał zamiary Boże w stosunku do nas.
Cóż w tym zresztą dziwnego? Czy to samo prawo nie obowiązuje w porządku przyrodzonym? Nikt nie może mieć pretensji do celowania w jakiejś gałęzi wiedzy, o ile nie pobierał odnośnych nauk u światłego profesora. Ale po co sięgać tak wysoko? Żeby dokładnie wyuczyć się rzemiosła, trzeba latami całymi odbywać praktykę u biegłego rękodzielnika. Któż zatem śmiałby obywać się bez wszelkich wskazówek i poprzestawać na własnym widzimisie tam, gdzie chodzi o wiedzę najwznioślejszą i o dzieło największej wagi? Roszczenie takie byłoby dowodem wielkiej nieroztropności i pychy. „Jeśli widzimy – mówi stary pisarz chrześcijański Kassjan, (confessio, t. II, rodz. II) – „że żadnej nauki ni sztuki, wynalezionej przez ludzi, nie można posiąść w doskonałym stopniu bez pomocy wytrawnego mistrza, jak śmieszną rzeczą byłoby mniemać, że jedną tylko sztukę doskonałości wewnętrznej można nabyć własnymi siłami; zważywszy zwłaszcza, że sztukę tę można posiąść jedynie przy nieskalanej czystości serca oraz, że brak doświadczenia w tym kierunku powoduje nie jakąś łatwą do naprawienia szkodę doczesną, lecz niepowetowane, bo wiekuiste zatracenie duszy”.
Św. Bernard bez ogródek wypowiada swe zdanie tym, którzy sobie wmawiają, że mogą się obejść bez kierownictwa: „Kto chce być swym własnym mistrzem, staje się uczniem szalonego, bo postępując tak niedorzecznie, daje dowód nieroztropności”
Św. Jan od Krzyża stawia smutne horoskopy duszy, która nie chce się poddać żadnemu kierownictwu: „Jeśli będziecie żyli wedle własnego widzimisie i bez żadnego kierownika duchownego, podobni będziecie do węgla, wyrzuconego z ogniska. Rychło traci on żar i gaśnie, zamiast płonąć coraz jaśniejszym płomieniem; lub też będziecie jako drzewo przydrożne, którego owoce nikomu nie przynoszą pożytku, bo każdy przechodzień strąca je, nim dojrzeją”.
Dziwicie się może, drodzy Czytelnicy, że z takim naciskiem podkreślani zasady, które się Wam wydają najprostszymi pod słońcem. Ale – czy uwierzycie? – te właśnie prawdy spotykały i po dziś dzień jeszcze spotykają się ze sprzeciwem ze strony szkoły, która swym wyznawcom głosiła takie mniej więcej nauki: „Poddajcie się kierownictwu Ducha Świętego, który sam tylko jest w stanie wskazać wam właściwą dla was drogę. Wsłuchujcie się pilnie w głos wewnętrzny, a obejdziecie się bez wszelkich pośredników ludzkich”.
Tak tedy pod płaszczykiem żarliwego nabożeństwa do Ducha Świętego i doskonałej uległości wobec Jego natchnień starano się obalić odwieczną naukę Kościoła. Leon XIII zrozumiał te machinacje, toteż napiętnował i potępił ową niebezpieczną teorię, określaną powszechnie mianem amerykanizmu: „Odrzuca się – pisał – wszelkie kierownictwo zewnętrzne, jako zbędne, a nawet mniej pożyteczne dla tych, którzy starają się dążyć do doskonałości chrześcijańskiej. Duch Święty – mówią – zlewa dziś na dusze wiernych dary obfitsze, niż za dawnych czasów; porusza On je i oświeca bez pośredników, przez jakiś jak gdyby tajemniczy instynkt”. Najwyższy Pasterz powstaje przeciw takiemu pojmowaniu działania Ducha Świętego i „niezbyt rozumie, do czego przy odrzuceniu zewnętrznego kierownictwa może prowadzić owa tak przez nowatorów wysławiana obfitość darów Ducha Świętego”.
Modernizm ze swej strony podjął na nowo owe fatalne błędy, a jeden z ulubionych pisarzy modernistów Fogazarro, w powieści pod tytułem „Il santo” (święty) z emfazą sławi „owe dziedziny duszy, w których wytwarza się mistyczny kontakt z Bogiem… owe tajemnicze działanie tajemniczych władz… owe światy myśli, źródło, prawowiernej władzy, opartej raczej na naturze rzeczy, niż na ludzkich sądach”.
Nie zrozumieliście tego, drodzy Czytelnicy? Nie dziwnego i nie Wasza w tym wina. Bo i dlaczego autor koniecznie usiłuje wyrażać się niezrozumiale? Przewodnia myśl, która od biedy można wyłuskać z tej gmatwaniny, brzmi: Starajcie się o bezpośrednią styczność z Bogiem przy pominięciu wszelkiego kierownictwa ze strony ludzi.
Zdrowy nasz rozum wystarczyłby, żeby należycie osądzić te banialuki, choćby nawet Kościół nie zajął stanowiska w tej sprawie. Toteż wspominając o nich chciałem Wam tylko wskazać, na jakie bezdroża może zejść umysł ludzki, kiedy odstąpi od tradycyjnej nauki Kościoła; zamiarem moim nie było natomiast ostrzeganie Was przed niebezpieczeństwem, które Wam, jak sądzę, bynajmniej nie grozi. Jestem przeciwnie przekonany, że zawsze będziecie umieli ocenić dobrodziejstwa roztropnego i światłego kierownictwa, oraz, że korzystać zeń będziecie stale, ilekroć nadarzy się Wam ku temu sposobność.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.