Skutki żalu doskonałego (1).
Skutki żalu doskonałego to temat, który należałoby rozważać na klęczkach, w postawie modlitewnej i z uczuciem niezmierzonej wdzięczności w sercu. Stajemy tu wobec jednego z najprzedziwniejszych objawów miłości Bożej; Bóg pragnie zbawić wszystkich ludzi; sądzę zaś, że to pragnienie nigdy i nigdzie nie ukazuje się w sposób bardziej oczywisty, niż w tym niepojętym darze Boskiego Serca.
Skutki żalu doskonałego mogą być dwojakie, zależnie od tego, czy akt ten zrodził się w duszy grzesznika, czy też w duszy w stanie łaski. Zastanówmy, się nad żalem doskonałym, w jednym i drugim wypadku.
Najpierw tedy zwróćmy uwagę na żal w duszy grzesznika. Rozważmy skutki, jakie on odnosi z żalu doskonałego, śledząc kolejno trzy fazy w życiu tej duszy: stan łaski, stan grzechu i stan, zrodzony jako skutek żalu doskonałego.
Wszystko, co można by powiedzieć o życiu w stanie łaski, zawarte jest w określeniu, iż jest ono życiem Bożym w nas. Trójca Święta porwana pięknością takiej duszy, zstępuje ku niej, aby w niej zamieszkać. Tak jest, drogi Czytelniku; jeśli jesteś w stanie łaski, możesz, kładąc rękę na sercu, powiedzieć: tu jest Bóg. A przebywa On w twym sercu nie jak we wszystkich innych miejscach, na mocy Swej wszechobecności, lecz w sposób całkiem szczególny; przebywa w nim jak przyjaciel u przyjaciela i więcej, jak ojciec u syna. „Do niego przyjdziemy – mówi Zbawiciel o człowieku odrodzonym w łasce – i mieszkanie u niego uczynimy” (Jan 14, 23). Cielesnymi oczyma nie jesteśmy zazwyczaj w stanie ogarnąć tego, co się odbywa w duszy, żyjącej w łasce: dowodów upodobania Bożego, objawów Jego przyjaźni, upojeń miłości. Niemniej jednak przeżycia te istnieją, a o rzeczywistości ich nie możemy wątpić ani na chwilę.
Nadto – a jest to rzecz bardziej jeszcze przedziwna i niepojęta – przyjaźń między Bogiem a duszą w stanie łaski wzrasta nieustannie. Bo każdy czyn dobry sam przez się, choćby skądinąd zupełnie pospolity, jak np. ugaszenie pragnienia przez wypicie szklanki wody, zacieśnia więzy tej przyjaźni. Przyjaźń zaś jest w tym wypadku równoznaczna z zasługą. Każdy zatem czyn spełniony przez duszę w stanie łaski, uprawnia ją do nowego, wyższego stopnia chwały w niebie.
Odnosi się to nawet do uczynków, nie wywyższonych przez wzbudzenie aktualnej intencji. Skierowane specjalnie ku Bogu przez specjalny akt ofiarowania, czynności te stałyby się nierównie, może stokrotnie bardziej zasługującymi. Niezależnie jednak od aktu ofiarowania stanowią one same przez się pewną zasługę, a to jedynie przez fakt, że pochodzą od duszy w stanie łaski.
Jakże szczęśliwa jest dusza, której kapitał nadprzyrodzony – że się tak wyrażę – przynosi zyski bez pracy. Kiedy zaś śmierć zawiedzie tę duszę przed sąd Boży, losy jej z góry zostały rozstrzygnięte. Zdobyła ona prawo do szczęścia wiecznego, a Bóg w Swej sprawiedliwości wyznacza jej miejsce w pobliżu Siebie. Nagroda zostanie jej wymierzona w stosunku do zasług, jakie może tak tanim kosztem zdobyła za życia.
Wyobraźmy sobie teraz, że grzech śmiertelny skaził tę duszę, która przed chwilą jeszcze wydawała się nam tak godną zazdrości. Wypadek – zdaniem wielu – dość pospolity. Zdarzenie błahe, które na zewnątrz nie pociąga za sobą szczególnych następstw. W przyrodzie wszystko idzie dalej swoim trybem: słońce nie przestaje świecić, woń kwiatów w dalszym ciągu unosi się w powietrzu, śpiew ptaszków nie umilkł ani na chwilę.
Tak, z punktu widzenia zmysłów, wtargnięcie grzechu śmiertelnego do duszy, to nic wielkiego, przyznaję. W oczach wiary jednak jest to katastrofa, nieszczęście wprost niewysłowione. Najstraszniejsze wstrząsy i przełomy życia materialnego są błahym tylko odbiciem tego, co się w takiej chwili odbywa w duszy. Ze zgrozą słuchamy opisów trzęsienia ziemi, które w mgnieniu oka zamieniają kwitnące miasto w stos bezkształtnych gruzów. A jednak gruzy, w które grzech ciężki zamienia duszę, są po tysiąckroć straszliwsze.
Nic już nie przypomina pogodnego i wzniosłego obrazu, jaki nieszczęsna ta dusza przedstawiała przed chwilą; nie pozostał w niej ani jeden rys, po którym można byłoby ją poznać. Pan Bóg odwraca się od niej z odrazą; widzi w niej teraz istotę ohydną, zbuntowany niewolnicę, wyrodną córkę.
A cóż się stało z całym skarbem zasług, który owa dusza gromadziła dla nieba, a który z każdym dniem, wzrastał? Jedno mgnienie oka wystarczy, aby to wszystko najzupełniej unicestwić. I gdyby anioł śmierci w tej chwili zstąpił po tę duszę, stanęłaby ona przed Bogiem w najbezwzględniejszym ogołoceniu. I więcej jeszcze. Zastygła na wieczność całą w tej buntowniczej postawie, zostałaby skazana na bezkresne życie niewysłowionych mąk, a wśród bluźnierstw, które by cierpienie cisnęło jej na usta, musiałaby po wszystkie wieki oddawać Bogu to oto świadectwo: „Sprawiedliwy jesteś, Panie i wszystkie sądy Twoje są sprawiedliwe” – (Tob. 3, 2).
Mowa ludzka jest zbyt uboga, aby opisać tę straszną rzeczywistość. Nic nam nie pomoże, że podnosić będziemy głos i malować najbardziej wstrząsające obrazy. Rzeczywistość nieskończenie przewyższa wszelkie opisy i omal że nie ulegamy pokusie, aby się nie porywać na tego rodzaju opisy i nie odmalowywać wyrazami mowy ludzkiej katastrofy, której rozmiaru tu na ziemi nigdy nie będziemy w stanie ogarnąć.
Lecz oto dusza, posłuszna tajemniczym poruszeniom łaski, zdobyła się na wysiłek, aby przejrzeć i zmierzyć całą bezdeń przepaści, do której się stoczyła. Jako najcięższy i najtrudniejszy do zniesienia cios odczuwa fakt, że oto jest rozłączona z Bogiem, że jest Jego nieprzyjaciółką. Jak to – mówi sobie w głębi dusza – czyżbym odtąd nie miała już być w zjednoczeniu z Bogiem? Czyż mogłabym przebywać zdała od Niego, który jest tak piękny i tak dobry. Pogodzić się z myślą, że On sam odrzucił mnie od siebie. O nie, wszystko byle nie to. Pragnę powrócić do Ciebie, Boże, i ośmielam się znów Ci powiedzieć: miłuję Cię, dobroci nieskończona, miłuję Cię, któryś jest pięknością ponad wszystko, co piękne.
Na pozór proste to słowa, wyrywające się z głębi upadłej duszy. Ileż jednak radości wywołują one w niebie, jak cudownych skutków stają się przyczyną na ziemi. Bóg otwiera ramiona, by w nie przyjąć skruszoną duszę; przygarnia ją do serca, obsypuje dowodami miłości, składa na duszy pocałunek pojednania. Miłość Boża jak strumień rwący znowu zalewa tę duszę, a wszelkie ślady jej oddalenia się od Boga znikają nagle bez znaku. Nie trzeba chyba dodawać, że z chwilą odzyskania łaski Bożej, przysługują duszy znowu wszystkie prawa do dziedzictwa niebieskiego.
Wszystkie te skutki mają za przyczynę jeden tylko akt żalu doskonałego. Nie było w tej chwili kapłana, który by udzielił winnemu rozgrzeszenia, który by nań zlał zadośćuczynną Krew Chrystusową. Pojednanie grzesznika z Bogiem odbyło się bez pośredników, bez żadnej postronnej pomocy. A kiedy później dusza ta uklęknie przy konfesjonale, żeby wyznać popełnioną winę – do czego jest zresztą obowiązana – zadaniem rozgrzeszenia będzie już nie przywrócenie jej stanu łaski, lecz pomnożenie w niej życia nadprzyrodzonego.
Nasunąć się tu może jeszcze jedna wątpliwość. Widzieliśmy, że dusza przez grzech utraciła w jednej chwili cały dorobek duchowy, cały skarbiec swych zasług na wieczność. Czy wobec tego musi ona sobie teraz powiedzieć: trzeba mi na nowo zacząć pracować i to z próżnymi rękoma, nie mając ani grosza zaliczki na niebo?
Znając nieskończone miłosierdzie Bożego Serca, przeczuwasz chyba, drogi Czytelniku, właściwe rozwiązanie tego zagadnienia. Nie zdziwisz się zapewne, kiedy Ci powiem, że zasługi tej duszy i to zasługi wszystkie, nie wyłączając ani jednej, odżywają natychmiast po wzbudzeniu aktu żalu doskonałego Domaga się tego sprawiedliwość Boża w niemniejszym stopniu, co Boże miłosierdzie. Oto zdanie wybitnego teologa: „Przyjmijmy, że dusza, która w swym życiu wiele uczyniła dla Boga, popadłszy w grzech śmiertelny, dźwignęła się przez akt skruchy doskonałej. Weźmy następnie inną duszę, która przez całe życie popełniała grzechy śmiertelne jeden po drugim, a która w obliczu śmierci zdobywa się również na akt żalu doskonałego, niemniej intensywny niż akt pierwszej duszy. Czy byłoby rzeczą sprawiedliwą, gdyby Pan Bóg tę samą miarę zastosował do obu tych dusz, gdyby druga z nich otrzymała tę samą nagrodę co i ta, której życie obfitowało w uczynki zasługujące? Sprawiedliwość domaga się zatem, żeby zasługi, zdobyte przez długi szereg lat cnotliwego życia, nie poszły na marne. Jest przeto rzeczą konieczną, aby żal doskonały przywracał zasługom wartość, którą przez grzech utraciły” (1 Tolet. Ouest. 89. art. 5).
Wolno Wam nawet przyjąć za innym teologiem, Suarezem, że dusza, pojednana w ten sposób z Bogiem nie tylko nie traci żadnej z nagromadzonych zasług, lecz przeciwnie, staje się bogatsza, niż była przed upadkiem. Poprzednio bowiem zdobyte skarby powiększają się o nową zasługę, której przysparza akt żalu doskonałego.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.