Słowo wstępu
Bezowocność częstych spowiedzi jest dla wielu dusz chrześcijańskich powodem uzasadnionego niepokoju. „Spowiadam się często, a jednak nie postępuję w doskonałości” – oto wyznanie, z którym my, kapłani, niejednokrotnie się spotykamy. Istotnie wiele osób, nawet spośród tych, które na ogół cieszą się dobrą opinią, odnosi mizerną tylko korzyść ze swoich spowiedzi. Jest to fakt niezaprzeczalny, a przypisywać go można jedynie duchowi rutyny, który przeniknął nasz stosunek do tego wielkiego Sakramentu …
Temu zatem duchowi rutyny winny się dusze chrześcijańskie przeciwstawiać z całą energią, gdy przystępują do konfesjonału. Oby niniejsze dziełko pomogło skutecznie w przeprowadzeniu tego przedsięwzięcia.
Zacznijmy od ustalenia pojęcia, jakie każdy z nas powinien mieć o Sakramencie Pokuty.
Ustanawiając go, kierował się Pan Jezus myślą wyraźną bardzo i zupełnie zdecydowaną, lecz zupełnie niezgodną z pojęciami, jakie wiele dusz o tym Sakramencie sobie wyrobiło. Ważne jest jednak w tym względzie zdanie Chrystusa Pana, a nie nasze. Skoro je poznamy, zdamy sobie dokładnie sprawę, co nam należy sądzić o tym Sakramencie.
Czy przygotowując się do spowiedzi pomyśleliście kiedykolwiek, drodzy Czytelnicy o tym, że Sakrament Pokuty jest jednym z najmiłościwszych darów Serca Jezusowego? A jednak jest to najściślejsza prawda, która sama przez się. bardziej niż jakiekolwiek inne argumenty, zdolna jest skłonić Was do umiłowania praktyki spowiedzi. Czyż miłość przebaczająca, miłość, która nachyla się nad grzesznikiem i wyciąga ku niemu ramiona, mogła się objawić w formie bardziej wyruszającej, niż w św. Trybunale? Czymże są wszystkie szlachetne akty przebaczenia, o których pisze historia, wobec przebaczenia konfesjonalnego? Świat wysławia wspaniałomyślność księcia, który, wzruszony łzami niewiasty, spalił listy, stwierdzające udział jej męża w spisku i ograniczył się do złożenia winnego z urzędu. Nieskończenie bardziej miłosierny Pan Jezus własną Krwią pokrywa wszystkie nasze niewierności i zdrady, przywracając nam jednocześnie wszelkie prawa do swej przyjaźni i do dziedzictwa, któreśmy w naszym szaleństwie, rozproszyli. Prawda, że pośród wszystkich naszych Sakramentów nie ma ani jednego, który by nie był darem Przenajświętszego Serca. Tu jednak miłość okazuje się nam w formie tak ujmującej i jest tak subtelna w sposobie postępowania i tak bezinteresowna w przebaczaniu, że wobec ogromu jej wspaniałomyślności egoizm nasz nie może się ostać i padamy na kolana przed Zbawicielem, żeby Go zapewnić o naszej miłości. A zatem świadomość, że Sakrament Pokuty jest darem Serca Jezusowego pod jedną z najbardziej ujmujących postaci – oto pierwszy i bardzo poważny powód, dla którego dusze chrześcijańskie winne ukochać spowiedź. Istnieje jednak drugi jeszcze powód, któremu dusza, miłująca choć trochę Pana Jezusa, nie może się oprzeć. Otóż spowiedź i to sama tylko spowiedź nadaje duszy ową nieskalaną czystość, potrzebną, aby bez zastrzeżeń zbliżyć się do Jezusa. Proszę mnie dobrze zrozumieć; nie mam tu bynajmniej na myśli duszy, która walczy z przyzwyczajeniem do grzechu śmiertelnego, a której, życie jest nieprzerwanym pasmem ciężkich upadków i dźwigania się na krótką metę. Dopóki dusza taka nie umocni się w dobrym, nie może być mowy q trwałej przyjaźni między nią a Jezusem. To, co chcę powiedzieć, dotyczy większości spośród Was, Drodzy Czytelnicy: mówię o osobie pobożnej, która sobie nie wyrzuca żadnego ciężkiego grzechu, lecz która robiąc tygodniowy, czy dwutygodniowy rachunek sumienia przychodzi do przekonania, że każdy miniony dzień składał się z całego szeregu lekkich przewinień lub małych niewierności wobec Jezusa. Wie ona, że nie ma powodu czuć się nieprzyjaciółką swego Boga; popełnione niewierności wystarczą jednak, aby nie śmiała już spoglądać na Tabernakulum z dotychczasową pewnością siebie i aby nader boleśnie odczuwała świadomość swej ułomności. I na próżno będzie jej kto tłumaczył, że akty miłości mają moc gładzenia lekkich przewinień; nikt nie zdoła przywrócić jej zupełnego pokoju; sądzi, że istnieje tysiąc niezbitych dowodów, które jej każą wątpić o szczerości swego miłowania. Z chwilą jednak, gdy kapłan jej powie: „w Imię Jezusa rozgrzeszam cię z grzechów twoich” – innymi słowy: zlewam na duszę twoją kroplę Krwi zadośćuczynnej – w duszy tej natychmiast odradza się nadzieją i radość. I oto zamiast trwać przed Jezusem z oczyma spuszczonymi w poczuciu winy, odważa się zbliżyć do samego Serca Zbawiciela i na nim spocząć. O, bo rozgrzeszenie niesie pokój nie tylko wielkim grzesznikom; nie tylko dusze, trapione ciężkimi wyrzutami sumienia, odczuwają potrzebę spowiedzi. Istnieją i takie, które nie mając żadnych ciężkich grzechów na sumieniu, łakną jednak doskonałej czystości. Dusze takie namiętnie niejako pożądają, spowiedzi i czułyby się bardzo nieszczęśliwe, gdyby nie mogły W określonych odstępach czasu obmywać się w tym świętym zdroju, aby się stać piękniejszymi w oczach Jezusa. Mam nadzieję, że w liczbie mych czytelników nie ma ani jednego, który by tego pożądania nie znał z doświadczenia, a który by nie odczuwał od czasu do czasu żarliwego pragnienia spowiedzi, aby się stać czystszym i bardziej godnym swego Boga.
Do Was to przede wszystkim zwracam się biedne dusze, które drżycie przystępując do konfesjonału i dla których przygotowanie się do spowiedzi jest straszliwą zmorą. Wszystkie te trwające bez końca rachunki sumienia, niespokojne badanie stopnia żalu, dręcząca obawa przed zapomnieniem najlżejszej przewiny – świadczą o najzupełniejszej nieznajomości Serca Waszego Boga. Toć przypomnijcie sobie, przez litość, że Ten, który ustanowił sakrament pokuty, jest tym samym Jezusem, który w czasie swego życia ziemskiego wypowiedział te przedziwnie kojące słowa: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę” (Mat. 11, 28).
Czy istotnie sądzicie, że Zbawiciel, przebaczając Magdalenie, kierował się formalizmem, do którego Wy przywiązujecie tak niezmierną wagę? Nic podobnego. Wystarczy Mu akt ożywionego miłością żalu. A wielkoduszność tej metody uświęca Pan w najuroczystszej, chwili swego życia, podczas konania na krzyżu, kiedy wzruszony skruchą dobrego łotra, udziela mu całej pełni przebaczenia, nie wspominając ani słowem o niezliczonych grzechach jego życia.
Czy zastanowiliście się kiedykolwiek nad różnicą, jaka zachodzi między odniesieniem się Pana Jezusa do św. Piotra, a Jego postępowaniem w stosunku do Judasza? Pierwszemu przebacza, że się Go zaparł, drugiemu natomiast pozwala umrzeć w grzechu. A jednak w postępowaniu Judasza można by się dopatrzyć wielu warunków, potrzebnych do usprawiedliwienia: po pierwsze, żałuje on prawdziwie za popełnioną winę: „Żalem zdjęty, odniósł trzydzieści srebrników kapłanom i starszym” (Mat. 27, 3). Następnie przyznaje się do winy i to w obecności tych, wobec których najbardziej mógł się jej wstydzić: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew sprawiedliwą” (Mat. 27, 3). Wreszcie, i to stanowi niezaprzeczalny, dowód skruchy, wyrzeka się tak bardzo umiłowanych pieniędzy i rzuca je pod nogi wspólników swej zbrodni. A jednak Judasz kończy samobójstwem. Czegóż mu zatem nie dostawało do usprawiedliwienia? Oto ufności w miłosierdzie Boże. Judasz mniemał, że wina jego jest zbyt wielka, aby mógł dostąpić przebaczenia. Spróbujmy sobie wyobrazić, że sprawa wzięła inny obrót. Przypuśćmy na chwilę, że Judasz znalazł się na drodze kalwaryjskiej w chwili, gdy nią przechodził Zbawiciel i że przemówił do Niego w te same słowa, które godzinę wcześniej wypowiedział przed książętami kapłanów: „Zgrzeszyłem”. Jakże miłosnym wzrokiem byłby Zbawiciel obrzucił skruszonego apostoła? Judasz wraz z innymi apostołami zasiadłby dziś na jednej z dwunastu stolic; obchodzilibyśmy jego święto, wznosilibyśmy mu ołtarze. Oto jak daleko Pan Jezus posunąłby się w swym miłosierdziu.
Nie wyrządzajcie zatem Zbawicielowi krzywdy przypuszczeniem, że Jego Serce dziś się zacieśniło i że mniej łatwo jest wzruszyć je dziś, niż za Jego dni ziemskich.
Dlaczego mielibyśmy przystępować do spowiedzi tak, jak gdybyśmy szli na męki, lub też co zresztą byłoby nie mniej naganne widzieć w niej jedynie jakąś formalność życia chrześcijańskiego? Miłość zrodziła ten sakrament, miłość też, w myśl zamiarów Bożych, promienieje w nim w całym swym blasku. Wniknijcie zatem w ducha planów Bożych i spoglądajcie odtąd na konfesjonał nie z uczuciem lęku, lecz z głęboką wdzięcznością i miłością.
Podziel się z innymi
Ostatnie publikacje
- Samo się zrobiło? ;) Nie sądzę10/07/2024 - 23:06
- Świat nie powstał przypadkiem. Darwinizm obalony03/07/2024 - 23:00
- Grzech przeciwko Duchowi Świętemu09/06/2024 - 12:14
- Dowody rzeczowe zmartwychwstania Chrystusa09/04/2023 - 13:14
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.