Spowiedź świętokradzka.
Jeśliby kto z moich czytelników wyraził powątpiewanie, czy jest aktualny temat, który w niniejszym rozdziale zamierzam poruszyć, pozwoliłbym sobie odpowiedzieć, że w ciągu długich lat pracy duszpasterskiej miałem sposobność mówić o spowiedzi świętokradzkiej wobec słuchaczy najrozmaitszych kategorii, a słowa moje nigdy nie były bezowocne. Za każdym razem docierały one do jakiejś nieszczęśliwej duszy, opętanej przez „niemego czarta” (por. Łuk. 11, 14), i skłaniały ją do odbycia szczerej spowiedzi.
Spostrzeżenie to, mające zastosowanie do całego szeregu osób, odnosi się w pierwszym rzędzie do młodych dziewcząt. Wśród nich właśnie – a wiedzą o tym wszyscy spowiednicy – ów „niemy czart” szerzy najgorsze spustoszenia. W wyznaniach swych powodują się one często zgubną bojaźliwością. I oto zdarza się, że w duszy ich budzi się poważna wątpliwość co do ścisłości jakiegoś wyznania, a jednak brak im odwagi, żeby wyjaśnić tę sprawę; w jakimś zakątku ich duszy czai się niepokój, a jednak nie mogą się zdobyć na energię, żeby się z nim rozprawić oko w oko. Przystępują one do Stołu Pańskiego z niepokojem w sumieniu, z jakimś zamętem w duszy, który paraliżuje wszelkie ich porywy i uniemożliwia wszelką bezpośredniość w ich stosunku do Boga. Zwracam się przeto do Was, którzy w skreślonym tu obrazie rozpoznajecie własne rysy, zaklinając abyście jak najprędzej usunęli wszelkie wątpliwości i odzyskali pełnię pokoju przez bezwzględnie jasne i szczere przedstawienie sprawy spowiednikowi.
Czy chcecie wiedzieć, jakie następstwa pociąga za sobą zła spowiedź? Oto przenieśmy się myślą do Ogrodu Oliwnego. Pan Jezus dźwiga się z długiej agonii, w której płakał nad wszystkimi świętokradztwami, nad wszystkimi, którzy znieważać będą Jego sakramenty. Nagle rota żołnierzy wpada do ogrodu: na czele ich kroczy zdrajca – Judasz. Zbliża się do Zbawiciela i na obliczu Jego składa pocałunek przyjaźni. „Przyjacielu – pyta go Pan Jezus – po coś przyszedł? Pocałowaniem wydajesz Syna Człowieczego”. Dlaczego zaś Judasz zdradził swego Mistrza, swego Boga? Ponieważ nie chciał się przyznać do swej zbrodni. Zbawiciel klęka przed nim, podobnie. jak przed innymi uczniami, aby mu obmyć nogi. Zamiast jednak na wzór św. Piotra w porywie szczerej pokory powiedzieć: „Nie będziesz mi umywał nóg na wieki”, zdrajca bez sprzeciwu przyjmuje niepojętą posługę Mistrza. Czuje on na sobie spojrzenie Zbawiciela, spojrzenie smutne, wyrażające wyrzut niemy, lecz jakże wymowny. A jednak przez usta jego nie przechodzą słowa wyznania. W wieczerniku Zbawiciel, pragnąc pobudzić duszę Judasza do żalu, mówi: „Jeden z was wyda mnie”. Judasz jednak nie rzuca się do stóp Mistrza, żeby z głębi serca zawołać: „Przebacz, Panie, jam jest owym zdrajcą”. Przeciwnie, czym prędzej opuszcza wieczernik, żeby dokonać zbrodni
Czy przytoczonej tu sceny nie można by zastosować do jakiejś nieszczęsnej duszy spośród Was? Oto Twe dzieje: Któregoś dnia przystąpiłaś do konfesjonału. Nie czułaś na sobie spojrzenia Chrystusa Pana, dobrze jednak słyszałaś w sumieniu Jego głos, który szeptał: „Bądź szczera; bądź uczciwa; znieś mężnie chwilkę upokorzenia”. Inny jednak głos, głos szatana, zagłuszał słowa Zbawiciela, wołając: „Po co wyznawać wszystko spowiednikowi? Po co narażać się na przykrość, po co się tak dalece upokarzać? Zataj po prostu grzech, który na twą twarz wywołuje rumieniec wstydu”. I oto w tej walce pomiędzy Bogiem, a szatanem Tyś zmusiła do milczenia Boga, stanęłaś po stronic szatana. Do ciebie też odnoszą się słowa Pisma świętego: „Nie skłamałaś ludziom, ale Bogu” (Dz. Ap. 5, 4).
Czy zastanawiałaś się kiedy, duszo, nad znaczeniem rozgrzeszenia, którego ci kapłan udziela? „Ego te absolvo” – mówi kapłan. To znaczy: Zlewam na twą duszę Krew twego Boga, Krew, którą za ciebie wylał na Kalwarii. Czy nie przejmuje się dreszczem grozy myśl, że w duszy Twej krew ta została zbezczeszczona, sponiewierana przez szatana? Bo mówiąc tu o zbezczeszczeniu nie używam bynajmniej retorycznego zwrotu; w słowach mych nie ma najlżejszej przesady. Bo łaska, którą rozgrzeszenie wlewa do duszy o dobrej dyspozycji, jest w najściślejszym słowa znaczeniu Krwią Chrystusową. Tyś zaś wydała ową Krew Bożą na pastwę szatana, ponawiając potworną zbrodnię judaszową w Ogrójcu.
A jednak ileż to razy przystępowałaś od tego dnia do Stołu Pańskiego i przyjmowałaś Chleb Anielski do skalanego serca. Wiem, że starasz się przyjmować Komunię świętą jak najrzadziej. W otoczeniu Twym dziwią się nawet takiej powściągliwości. O, gdyby wiedzieli, jaką udręką stało się dla Ciebie pożywanie Ciała Pańskiego. A jednak, nie chcąc się zbytnio wyróżniać, musisz z konieczności w pewne przynajmniej święta przyjmować Komunię świętą. I oto w oznaczonych dniach zbliżasz się do Stołu Pańskiego, żeby raz po raz ponawiać zbrodnię judaszową, żeby Chrystusa wydać na pastwę szatana, który owładnął Twą duszą.
Nie pytam nawet, czy w tym stanie rzeczy czujesz się szczęśliwą, czy w sumieniu Twym panuje pokoi i pogoda? Wiem, że jak Kain słyszysz w sobie nieustannie głos pomsty, wyrzucający ci popełnioną zbrodnię i przypominający ci bez przerwy dzień, w którym zdradziłaś swego Boga. Jakże mogłaby zaznać spokoju dusza, której życie znaczone jest piętnem wiarołomstwa i zdrady?
A zatem raz jeszcze Cię zaklinam, abyś nie zwlekała z dnia na dzień z wyzwoleniem się z tego straszliwego stanu, abyś naprawienia swych świętokradzkich spowiedzi nie odkładała na ostatnią godzinę życia. Skąd wiesz, czy Bóg pozwoli Ci wówczas to uczynić. Czy w ostatnich chwilach swego życia będziesz do tego stopnia przytomna i opanowana, żeby widzieć przed sobą całą swą przeszłość? Byłoby to możliwe jedynie za pośrednictwem cudu Bożego: ale wielki cud miłosierdzia Bożego spełnił się w stosunku do Ciebie już przez sam fakt, że Pan Bóg do dziś dnia czekał Twego opamiętania. Nadużywając nadal dobroci Bożej ściągniesz na siebie karę Bożej sprawiedliwości.
Żeby ostatecznie wyczerpać ten smutny temat, chciałbym jeszcze odeprzeć po krotce argumenty, którymi szatan starać się będzie powstrzymywać Cię od wyznania sakramentalnego. Oto powie Ci: „Zgrzeszyłaś zbyt ciężko, żebyś mogła dostąpić przebaczenia”. Ty jednak, znając bezcenną wartość Męki Chrystusowej, odpowiedz: „Jedna kropla Krwi niego Boga wystarczyłaby do obmycia wszystkich zbrodni całego świata; od pretorium zaś po Kalwarię spłynęło jej dosyć, aby po wszystkie czasy oddalić od serc ludzkich rozpacz i zwątpienie.” Jeśli zatem szatan Ci powie: „Jedynym sposobem ukrycia twej winy jest zatajenie jej przed spowiednikiem” – wiedz, że jedynym sposobem pogrzebania jej po wszystkie czasy jest szczere jej wyznanie. Wstydzisz się wyznać grzech przed spowiednikiem; ale chwilowe to upokorzenie pozwoli Ci uniknąć wiekuistej hańby na sądzie ostatecznym. Czy tedy lepiej jest okryć się rumieńcem wstydu w cieniu konfesjonału, niż kiedyś w obliczu całego świata?
Czegóż się zatem obawiasz? Lękasz się może, że spowiednik twój straci o Tobie dobre mniemanie lub w odpowiedzi na Twą szczerość zasypie Cię wyrzutami? Ależ spowiednik Twój wie, że nie ma tak wielkiego grzechu, którego by każdy człowiek, a zatem i on sam, nie mógł popełnić. Toteż słuchając Twego wyznania pomyśli może: Postąpiłbym tak samo, a może jeszcze gorzej, gdyby mnie Pan Bóg nie powstrzymał, gdyby mnie przez jedną tylko chwilę pozostawił samemu sobie. Spowiednik Twój potrafi ocenić męstwo, z jakim wyznajesz swą winę. Wie on ponadto, że zasiada w konfesjonale jako zastępca Chrystusa Pana, który się narwał dobrym Pasterzem i który oświadczył, iż „większa będzie radość w niebie nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym, niż nad dziewięćdziesięciu i dziewięciu sprawiedliwymi, którzy nie potrzebują pokuty” (Łuk. 15, 7). Gdyby Cię kapłan przyjął wyrzutami, miałabyś pełne prawo zapytać go: „Czy takie są słowa, godne sługi Chrystusowego? I czy tak przyjąłby mnie Zbawiciel, gdyby On sam zasiadał w tym konfesjonale?” O nie, nie ma chyba kapłana tak mało przejętego duchem Chrystusowym, tak brutalnego i tak mało dbającego o dobro dusz, żeby nie potrafił ocenić Twej dobrej woli i nie znalazł dla Twej duszy słów zachęty i pocieszenia.
Pewien zakonnik umierał w otoczeniu swych współbraci, którzy podziwiali jego spokój w obliczu śmierci i wyrażali zdumienie z tego powodu. „Cóż w tym dziwnego?” – odpowiedział konający. „Od dawna gotów jestem na śmierć. Każdą swą spowiedź odbywałem tak, jak gdyby miała być ostatnia w mym życiu”. Obyście wszyscy, drodzy Czytelnicy, mogli powiedzieć to samo w ostatniej godzinie życia. Oby w sercach Waszych łaska odnosiła zawsze zwycięstwo nad pychą, bojaźnią i fałszywym wstydem, przygotowując w ten sposób Bogu Eucharystycznemu mieszkania, w których by z upodobaniem, mógł przebywać.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.