Obserwując na tle wprowadzonych zakazów ograniczających sprawowanie Najświętszej Eucharystii metody zapewnienia alternatywnych sposobów uczestniczenia w niej za pośrednictwem przekazów cyfrowych odnoszę nieodparte wrażenie, że następuje tu zwielokrotniona profanacja. Nie chcę rzec, że to ohyda spustoszenia ale na pewno mamy do czynienia z czymś co w niczym nie przypomina sacrum ale zmierza do absolutnego profanum. Analizie poddam kilka aspektów, poprzez które można ocenić obecny stan rzeczy.
- Uczestnictwo we Mszy świętej transmitowanej za pośrednictwem telewizji.
Ten przekaz jest nam znany od dawna. Od dawna wiele osób, które nie mogą ze względów obiektywnych i od nich niezależnych korzystać z udziału we Mszy Świętej w kościele, łączą się duchowo ze wspólnotą wiernych i z nabożeństwem przeżywają misterium Eucharystii. Ludzie ci jednak, z tęsknoty serca, są silnie zaangażowani w przekaz i wiedzą, że to dla nich jedyny sposób bycia blisko wielkiej tajemnicy, która wydarza się na ołtarzu.
Obecnie jednak wielu katolików, którzy pozostają w domu ze względu na sytuację epidemiczną, również uczestniczy w owym przekazie telewizyjnym ale … No właśnie. Czy ich udział wynika rzeczywiście z silnej tęsknoty serca czy też z pewnego przyzwyczajenia albo tzw. „wypadałoby …”. Być może przesadzam ale jak wygląda zatem taki udział w wielu polskich domach? Wygodny fotel, kawa, ciastko …. Co chwila spacer do kuchni by doglądać gotującego się obiadu, może równolegle prasowanie przed ekranem telewizora. W tym samym czasie rozmowy, komentowanie kazania a w międzyczasie odbieranie telefonu, sms-a itp. W trakcie przeistoczenia niezręczna sytuacja – klękać czy nie klękać? Ale jak, przed telewizorem? Z lekka dziwna sytuacja. Zatem wystarczy spuścić wzrok albo może lepiej przegadać ten moment. I msza odbyta. Mylę się? Oby, bardzo bym tego chciał … - Uczestnictwo we Mszy świętej transmitowanej za pośrednictwem internetu.
I tutaj podobnie – Ci, dla których ta forma jest jedyną możliwą i oczekują jej z utęsknieniem potrafią przeżyć ją ze łzami w oczach. A co u niektórych wiernych (zapewne nie wszystkich ale coś mówi mi, że u większości), którzy mają epidemiczną przerwę od udziału we Mszy Świętej? No cóż, internet ma to do siebie, że jest w nim wiele „równoległych mszy” – zatem warto poskakać pomiędzy stronami, może znajdzie się jakaś ciekawsza. Kilka minut tutaj, kilka w innym miejscu … Ocenić można wystrój kościołów, aparycję księży. No ale po kilkunastu minutach coś kusi albo nawet samo się narzuca za pośrednictwem wyskakujących komunikatów – co nowego a Facebook’u, co na YT, może przyszła jakaś poczta. Co więcej – myśli stale pracują i podpowiadają uczestnikowi mszy, że powinien pamiętać aby kupić … coś. Nie ważne – ważne, że mogę na chwilę w trakcie mszy wyskoczyć do sklepu internetowego np. na Allegro i rzucić okiem na cenę. Ale zaraz wracamy na mszę, bo jakże tak – nie wypada. I tutaj jak w przypadku transmisji telewizyjnych dochodzą podobne rozkojarzenia i spacery po domu. A co z klękaniem? No cóż, podobnie – nie będę przecież klęczał przed monitorem komputera lub smartfonem. Ponadto co inni domownicy powiedzą zajęci w tym czasie innymi sprawami, np. Słuchaniem muzyki, grą na konsoli lub pracami domowymi. Wizja przesadzona? Oby … - Jakość transmisji.
Wiele dzisiaj parafii zapragnęło zaistnienia w internecie – przecież dzięki temu wierni będą mogli oglądać mszę ze swojego kościoła! Czyżby? A może wierni po 10 minutach przełączą się na inną mszę? Może podłącza się do Mszy Świętej za jakiejś bazyliki lub Klasztoru na Jasnej Górze? I tak skokowo odbędą mszę w wielu miejscach jednocześnie – taka pseudo bilokacja. A dlaczego tak sądzę? Ponieważ człowiek nie daje sobie rady z nadmiarem. Zawsze, kiedy jest wybór czujemy nie skonfundowani – chcemy jedno ale zal nam drugiego, zgodnie z zasadą „zjeść ciastko i mieć ciastko”. To jeden z powodu „internetowej turystyki mszalnej”. Drugi powód jest prozaiczny – często owe na szybko organizowane transmisje są po prostu kiepskie technicznie – fatalne oświetlenie, niewłaściwe kadrowanie, złe nagłośnienie. To wszystko razem sprawia, że mamy do czynienia z groteską a nie godną czci Mszą Świętą. Czy z taką prowizorką zgodzilibyśmy się w trakcie rzeczywistej Mszy Świętej? Byle jaki kielich, drewniana patena, poplamiony obrus. Zgroza!
Zdaję sobie sprawę z tego, że to o czym piszę może obrażać ale opieram się w swoich wywodach na dwóch prawdach, które powtarzają się echem po mojej głowie. Pierwsza to powiedzenie „Jeżeli coś już robisz to rób to dobrze” – odnosi się ono do jakości transmisji ale parafrazując można powiedzieć „Jeżeli uczestniczysz we Mszy Świętej to uczestnicz dobrze” – i to już odnosi się do udziału wiernych przed telewizorem i ekranem komputera. Czasem lepiej czegoś nie zrobić wcale niż sprofanować to swoim miernym zaangażowaniem lub ignorancją. Czy będąc w kościele ktokolwiek przystałby w trakcie Mszy na takie rozproszenie i bałagan, jaki jest poza nim w tzw. zaciszu domowym? Oczywiście, że nie.
Druga prawda – kiedyś jeden z księdza powiedział na kazaniu: „jeżeli wiesz, że spóźnisz się na Mszę Świętą choćby minutę to lepiej na nią nie idź. Przyjdź na następną ale o czasie. Dzięki temu unikniesz grzechu”. Bo czymże jest Msza Święta jak nie ucztą, na którą zaprasza nas sam Jezus Chrystus? Jakże zatem wchodzić spóźnionym gdy inni zasiedli już do stołu? I tutaj podobnie – jeżeli masz uczestniczyć we Mszy Świętej z przyzwyczajenia i bez nabożnego nastawienia, nie rób tego. Lepiej pomódl się w ciszy i spokoju, kiedy ten będzie wokół ciebie panował niż miałbyś czuć wyrzuty sumienia (które wszak podpowiadają, że czyn jest grzeszny). One przyjdą na pewno w trakcie telewizyjnej lub internetowej transmisji, jeżeli po prostu nie jesteś na nią gotowy wewnętrznie.