Lęk – działanie prewencyjne
Lęk jest emocją negatywną – tak można by powiedzieć, gdybyśmy definiowali go w formacie kontrastowości z innymi emocjami takimi jak radość, zadowolenie, miłość. Ale w głębszym sensie lęk jest permanentnym stanem naszego bytowania i stanowi niejako tło naszego życia. Bo oczywistym jest, że jego rozwiniętą wersją jest strach, który kojarzy się nam zdecydowanie pejoratywnie ale lęk o najbliższą osobę, o zdrowie, o środki do życia itd. jest swego rodzaju motorem działania lub w przypadku grzechu – nie działania.
Do czego zmierzam – lęk w odniesieniu do świata materialnego wymusza na nas określone czynności, które są ukierunkowane na uniknięcie negatywnych konsekwencji. Dzięki lękowi, działającemu w tle, pracujemy choć nie zawsze nasza praca jest spełnieniem marzeń, dbamy o higienę by uniknąć chorób, staramy się spożywać posiłki, które nie tylko są smaczne ale przy odrobinie zdrowego rozsądku dostarczą nam witamin, dowiadujemy się co u najbliższych z obawy o ich samopoczucie, zdrowie itd. Wiele można przykładów wymienić ale de facto istota rzeczy jest w pełni zrozumiała.
Jak widać zatem ta niby negatywna emocja działa w ostateczności ku dobremu. Dobrze ukierunkowana jest jak środek zapobiegawczy. Podobnie jest z naszą duchowością. Lęk przed popełnieniem grzechu jest emocją prewencyjną – owa bojaźń Boża nie oznacza bowiem strachu przed „złym” Bogiem ale troskę o zbawienie duszy. Bóg nie jest Bogiem mściwym ale sprawiedliwym – my sami pracujemy na naszą ocenę w oczach Boga. Robimy to każdego dnia, w każdej chwili. Nasze decyzje, które rodzą się w naszych sercach są każdorazowym opowiedzeniem się po stronie dobra lub zła, po stronie Boga lub szatana. Jesteśmy w stanie permanentnej decyzyjności, czy tego chcemy czy nie. Najgorzej, gdy nasze przywiązania do grzechu (najczęściej to grzech ciężki) nie dopuszczają nawet opcji dobra – zawczasu postanawiamy w tym względzie, że grzech nastąpi. Czy to będzie decyzja dotycząca lenistwa, rozpusty, oszustwa, kłamstwa lub innych to w każdym z tych przypadków mówimy Bogu nie. Mówimy, że nie jest dla nas partnerem w podjęciu decyzji, że jego wola nie ma dla nas znaczenia – a zatem nie mamy w sobie bojaźni Bożej. A kiedy jej nie ma? Nie ma jej gdy nie mamy wiary, gdy pomimo, iż nazywamy siebie katolikami, pomimo znajomości Pisma Świętego, czynimy inaczej niż wymaga od nas Bóg.
Działanie w akceptacji i czynieniu grzechu, bez bojaźni Bożej jest papierkiem lakmusowym naszej wiary. Jeśli grzeszysz w pełnej świadomości jesteś jak wariat sypiający na torach i żywiący się odpadkami a kąpiel biorący w nieczystościach. Z czym staniesz przed obliczem Boga? Co wtedy odpowiesz – „wiedziałem ale …”. Ale co? Kto cię wówczas usprawiedliwi? Przecież czyniłeś wybór świadomy i znałeś jego konsekwencje. Wiedziałeś, że nie ma niczego co nie zostałoby odkryte …
Pięknym dobrodziejstwem jakie daje nam Bóg jest czas. Jeśli zatem dzisiaj, wczoraj i wiele lat wstecz wybierałem zło to już za chwilę mogę to odwrócić i wybrać dobro. I tutaj obok Bożej sprawiedliwości objawia się Boże Miłosierdzie. Od nas samych zależy, czy staniemy się ową zagubioną owcą, synem marnotrawnym czy łotrem z krzyża, którzy dzięki opamiętaniu i bojaźni Bożej powrócili w Jego łaski czy też jak Judasz do końca i bez wiary podążać będziemy za naszymi niskimi namiętnościami, wybierając w zamian za życie wieczne w chwale płacz i zgrzytanie zębów ale bez czasu i konfesjonału bo tych już nie będzie.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!
Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.