Walcz

Ponieważ „wojowaniem jest życie ludzkie na ziemi” to upadek jest wpisany w naszą codzienność. Ileż to razy klęcząc w konfesjonale czy też robiąc rachunek sumienia mówimy sobie – „ostatni raz dałem się pokonać grzechowi!” Ale on znowu wraca, upokarza nas z każdym razem jeszcze bardziej. Jakże nieprzyjemne uczucie towarzyszy człowiekowi, kiedy zgrzeszy. Osoby niewierzące taki stan nazywają „moralnym kacem” lub „niesmakiem”. Katolik powinien nazwać ten stan rzeczy w sposób właściwy – to wyrzuty sumienia, krzyk naszej duszy, która została splamiona. Boży pierwiastek, który jest w nas został skalany, świadomie powiedzieliśmy Bogu NIE. Nie zgadzam się Boże z Twoimi przykazaniami, nie wierzę tak, jakbyś tego chciał. Musisz Boże zrozumieć, że tu na ziemi nie mogę postępować według zasad, które stworzyłeś ponieważ życie takim właśnie jest – mozolnym i brudnym. Nie widzę Cię, próbuję uwierzyć w Twoje słowa zapisane w Piśmie Świętym ale ciągle powątpiewam. Daj mi proszę jakiś znak, pokaż że jesteś! Wtedy będę miał siłę się zmienić ale teraz sam widzisz, że jestem za słaby.

Nie zawsze rozumiemy czy też odczuwamy, że Bóg jest obok. Ale On jest – najbardziej właśnie w takich chwilach, gdy czujemy się bezsilni wobec grzechu. To właśnie niepokój naszej duszy zaświadcza o istnieniu Boga. Bo skądże pochodziłyby nasze wyrzuty sumienia jak nie z cząstki dobra, którą obdarzył nas Bóg? Owo dobro, zakorzeniona w nas miłość do Boga i drugiego człowieka karci nas sama, gdy przeciw niej występujemy. Przypomina nam, że nie takimi być powinniśmy, że grzech jest zły nie tylko z punktu widzenia Bożych zasad ale również dlatego, że źle się z nim czujemy. Grzech nam przeszkadza, uwiera jak niewygodne obuwie, rozprasza nasze myśli a my próbujemy siebie na siłę usprawiedliwiać.

To ważny moment. Gdy tkwimy w grzechu mamy zasadniczo dwie możliwości – zakopać grzech przed sobą samym, przetłumaczyć sobie, że inni czynią podobnie. Usprawiedliwić siebie w czysto ludzki sposób i zaakceptować siebie takim jakim jestem – razem z grzechem, który czynię. Takie postępowanie sprawi, że będzie żyło się łatwiej ale w oderwaniu od Boga. A to co przysypane będzie gnić i któregoś dnia fetor naszych grzechów zacznie nam przeszkadzać. Lecz nie my jesteśmy panami czasu i może nam go braknąć na ratowanie swojej duszy. Dobrowolnie pozbawimy się pokarmu eucharystycznego i stawiamy w ciemno na własne życie ziemskie jako jedyną wartość, bez refleksji nad tym co będzie później.

Jest i drugie rozwiązanie. Podnieść się z kolan po upadku, zastanowić się nad sobą i źródłem grzechu. Przeprosić w szczery sposób niewidzialnego Boga, unieść do góry głowę i spoglądając w lustro powiedzieć sobie – nie poddam się, nie pokonasz mnie szatanie. I wrócić na arenę, jak gladiator stawić wyzwanie złu i nawet jeżeli będziesz upadać dziesiątki razy, to po każdym takim upadku będziesz silniejszy bo poznasz podstępy szatana. Siłę dawać Ci będzie Przenajświętszy Sakrament a smak kolejnych zwycięstw będzie zagrzewał Twoje serce do dalszej walki.

To oczywiście nie jest łatwe i różnie będzie się układać ale gdy przyjdzie kres, na pewno będziesz mógł powiedzieć Bogu „Stoczyłem piękną walkę, bieg ukończyłem, wiary dochowałem”, a On w swojej nieskończonej doskonałości osądzi twoje czyny i starania. Pomyśl teraz tylko na czysto ludzki sposób – czy dziecko krnąbrne lecz mozolnie pracujące nad swoim postępowaniem tak samo ocenisz jak to, które swych uczynków złych naprawiać nie chce i uparcie tkwi w złym? Które z nich wzbudzi w tobie litość?
Nie wiemy jak oceni nas Bóg, jedno tylko pamiętaj – jeżeli wierzysz, walcz.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Dodaj swój komentarz / intencję - podaj imię i wpisz treść

Uwaga. Komentarz zostanie zmoderowany przed publikacją.